piątek, 19 sierpnia 2011

Incepcja


Bogactwo wyobraźni i dziesięć nagród OBF
Nagrody OBF 2011:
film, reżyseria,
scenariusz, muzyka,
zdjęcia, plakat,
utwór muzyki
filmowej, efekty
specjalne, montaż,
zwiastun
 

Sala wypełniona po brzegi. Widownia milczy, momentami tylko ciszę przerywają zduszone łzy i nieśmiały śmiech. Gdy na ekranie pojawia się napis „Inception” kończący trzygodzinny seans przez chwilę panuje cisza. Milczenie. Mija kilka sekund i powoli rozlegają się spontaniczne brawa. Po chwili brawo bije cała sala. Także ja biję brawo, pełen podziwu, zaczarowany przez „Incepcję”.
Dom Cobb (Leonardo DiCaprio) to nietypowy złodziej. Potrafi zanurzyć się we śnie i wykraść z niego sekrety śniącego. Niestety eksperymentowanie ze snami doprowadziło go do sytuacji, w której oskarżony o morderstwo nie może wrócić do USA, gdzie oczekują go dzieci. Nie waha się więc, gdy otrzymuje propozycję od japońskiego biznesmena – Saito (Ken Watanabe) – by wykonać incepcję na Robercie Fischerze (Cillian Murphy). Polega ona na zaszczepieniu w umyśle śpiącego myśli, a nie tylko jej wydobywaniu. Jest to niemalże niemożliwe, bowiem żeby to zrobić, należy zapuścić się niebezpiecznie głęboko w świat snów. Wykonanie zadania ma Cobbowi ułatwić odpowiednia ekipa – Ariadne (Ellen Page), Arthur (Joseph Gordon-Levitt), Eames (Tom Hardy) i Yusef (Dileep Rao). Jeżeli wszystko się uda, Cobb i spółka dokonają największego skoku wszechczasów. Niestety powodzeniu zagraża poczucie winy Cobba za śmierć jego żony – Mal (Marion Cotillard) – która obnaża jego słabości w snach.
W erze technologii 3D, którą filmowcy próbują ratować swoje toporne produkcje, „Incepcja” błyska prawdziwym potokiem imaginacji i wymiarów. Christopher Nolan, prawdziwy ojciec filmu, jego reżyser i scenarzysta, podobnie jak w „Prestiżu”, snuje fabułę, którą można interpretować na wiele sposobów. Niektórzy odbiorą „Incepcję” jako historię niemożliwego skoku, osadzoną w niezwykłym świecie snów. Oni rzeczywiście będą porównywać go do „Matrixa” (swoją drogą dziecinnie prostego i niedojrzałego przy fantazji Nolana) i filmów szpiegowskich. Ten wymiar „Incepcji” wciąga widza. Poraża bogactwem wyobraźni, ale ostatecznie nie wydaje się niczym ponad inteligentną rozrywką.
Jeżeli jednak ktoś spojrzy głębiej, to odkryje prawdziwą twarz filmu, zmyślnie uknutą przez Nolana. Wszystko zyskuje metaforyczną głębię, przenośne znaczenie. Sen zmienia się w film. Grupa Cobba staje się ekipą filmową – Dom reżyserem i scenarzystą, Ariadne scenografem, Eames aktorem, Yusef specem od spraw technicznych, Arthur asystentem reżysera, a Saito producentem. Robert Fischer, który poddany zostaje tytułowej incepcji, okazuje się widzem utworzonego filmu. Wspomniana incepcja zaś połączeniem widza z reżyserem, czymś co łączy twórcę z odbiorcą i decyduje o ponadczasowej wartości obrazu, czymś co decyduje, że film staje się arcydziełem.
Cobb to filmowa metafora samego Christophera Nolana. Wprowadza do filmu swoje osobiste odczucia i myśli, tak jak w filmie Cobb wprowadza do snu swoją imaginację związaną z wyrzutami sumienia po śmierci Mal. Pozwala widzowi dowiedzieć się czegoś o sobie (Fischer i jego przeżycia na ostatnim poziomie jego snu), dzięki czemu widz przeżywa swoiste katharsis. Reżyser analizuje w filmie swoje własne przeżycia i konfrontuje się z nimi (tak jak Cobb z Mal), więc także przeżywa katharsis. Przez to widz i reżyser stają się sobie bliżsi, podobni. Nolan uważa ten układ za szczyt marzeń filmowca i cel jego misji.
Dzięki tej głębi Nolan sam osiągnął ów cel. „Incepcja” to absolutne arcydzieło. Reżyser poddaje osobistej interpretacji widzów, kiedy na ekranie panuje obraz jawy, a kiedy snu. Umożliwia liczne inne interpretacje i rozważania. Perfekcyjna strona techniczna ułatwia odbiór, ale także, co bardzo ważne w przypadku megaprodukcji, nie przeszkadza w nim. Bezbłędne, porażające i inspirujące efekty specjalne nie są efekciarskim zabiegiem, lecz jedynie hołdem złożonym przebogatej wyobraźni i bogactwu umysłu. Kapitalne, wytworne, będące połączeniem bezkresnej wyobraźni zdjęcia Wally’ego Pfistera wprowadzają film do grona najpiękniej sfilmowanych produkcji w dziejach kina i w dużej mierze decydują o niepowtarzalnym charakterze filmu. Muzyka Hansa Zimmera perfekcyjnie z nimi współgra, nadając „Incepcji” charakter psychodeliczny. Nie jest to, co prawda, w pełni świeża kompozycja Niemca – słychać w niej pobrzmienia znane z innych jego kompozycji, „Pearl Harbor”, „Cienka czerwona linia”, czy „Helikopter w ogniu”. Pomimo lekkiego braku oryginalności muzyka funkcjonuje w filmie świetnie, niektóre motywy ze ścieżki dźwiękowej, takie jak „Time”, czy „Dream is collapsing” wręcz fenomenalnie. Wszystko łączy niesamowity montaż Lee Smitha. Momentami otrzymujemy już nie tylko dwie, czy trzy jednocześnie mające miejsce sceny, lecz aż cztery! A wszystko to bez cienia chaosu.
Co prawda „Incepcja” nie wnosi do kina żadnej nowej wybitnej kreacji aktorskiej, ale cała gwiazdorska obsada trzyma bardzo wysoki poziom. Najlepiej spisał się duet Joseph Gordon-Levitt – Tom Hardy. Pachnie on świeżością i humorem. Głęboką postać Doma Cobba bardzo dobrze przedstawił Leonardo DiCaprio, tworząc postać wielowymiarową i doświadczoną życiem. Marion Cotillard to piękna femme fatale, która w świecie snów momentami zyskuje demoniczny charakter. Ken Watanabe tworzy niejasną, niejednoznaczną postać, dzięki czemu widz nie wie, czego może się po nim spodziewać. Natomiast Cillian Murphy jako osłabiony, wrażliwy i niekochany syn celnie bije w naszą wrażliwość. Ellen Page wypada bodajże najsłabiej z całego grona, ale w roli ambitnej i zdolnej studentki przekonuje. Miło także zobaczyć Michaela Caine’a w tle.
Film łączy w sobie wiele różnych, czasami skrajnych emocji. To w pełni przemyślany, dojrzały obraz wyobraźni Christophera Nolana, który przekazuje widzom, że ze snu, którym dla niego jest tworzenie filmów, nie zamierza się budzić. Bo sen jest prawdziwy. Jest nim „Incepcja”. Chwila ciszy, która zapanowała po seansie była momentem przebudzenia widowni z tego snu. Podobnie jak ja, moi kinowi sąsiedzi nie chcieli się budzić. Nikt nie chciał. Nolan zahipnotyzował nas i przez 148 minut pozwalał nam dzielić swój sen. Jednak każdy sen się kończy. Pozostaje nam czekać na kolejny.

- Alek Kowalski

2 komentarze:

  1. Ciekawa interpretacja. Ja oglądanie filmów traktuję właśnie jako sny, pozwalające zapomnieć o rzeczywistości. A "Incepcja" to był jeden z najbardziej oryginalnych snów. Z filmów fantastycznych Nolana wolę "Incepcję" od jego filmów o Batmanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodzę się w 100%, Peckinpah. Ale może nowy batman przebije Incepcje. Chociaz musialby byc naprawde mocny.

    OdpowiedzUsuń