Epickie arcydzieło
W roku 2000 do kin wszedł
obraz, który dziś przez wielu spokojnie jest nazywany arcydziełem. Sam zaliczam
się do tej grupy. Uważam, że dziecko Ridleya Scotta, które ma już przeszło
dwanaście lat, jest obrazem pod każdym względem perfekcyjnym. Zamierzam wgłębić
się w ten temat i dojść do wszystkich czynników sprawiających, że ta produkcja
tak bardzo poruszyła wiele serc. Przygotujcie się na same „ochy i achy”, gdyż
za tekst o „Gladiatorze” bierze się jego wierny wyznawca.

Przedstawia się tu niezwykle
skomplikowane wciąż wątki, jak pragnienie zemsty. Przecież z założenia zemsta
jest czymś złym i nieprowadzącym do rozwiązania, trudno jednak odebrać głównemu
bohaterowi prawo do wymierzenia sprawiedliwości za okrutne czyny wyrządzone
jemu i jego rodzinie. W filmie jest kilka znakomitych scen kuszenia Maximusa
przez cesarza Kommodusa (Joaquin Phoenix), zachęca go do podniesienia miecza i
próby wyrównania rachunków. Ten jednak nie poddaje się, czekając aż przyjdzie
właściwy moment na sprawiedliwość. Wiara głównego bohatera jest czymś
niezwykłym. Nie przestaje on ani na chwilę wierzyć w to, że sprawiedliwość się
dokona. Znosi swój okrutny los, czekając jedynie na to co przyjdzie, wiedząc,
że będzie to dobre. Mamy też fascynujący (może i bardziej interesujący) wątek
pragnienia władzy. Kommodus jest gotowy zrobić dokładnie wszystko dla zdobycia
absolutnej potęgi. Co jednak ciekawe nie można go do końca podejrzewać o
prymitywną chęć posiadania władzy
absolutnej. Prawdopodobnie jest to możliwość ucieczki od złej opinii ojca,
wykazania się i udowodnienia na co go naprawdę stać. Postać ojca, Marka Aureliusza
(Richard Harris), też nie jest jednoznaczna. Sprawdza się znakomicie jako
władca i cesarz, ale zawodzi zupełnie jako ojciec. Nie umie pokochać swego
syna, który nie ma tych cech, których on poszukuje. Jest jednak zdolny do
miłości, co pokazuje jego relacja z córką Lucillą (Connie Nielsen).


O stronie technicznej już
wspominałem, ale grzechem byłoby pominięcie jednego z najlepszych soundtracków
wszechczasów. Hans Zimmer z Lisą Gerrard skomponowali genialną ścieżkę
dźwiękową, stworzyli motyw, który dziś jest rozpoznawalny prawie tak dobrze, jak nuty z „Titanica”. Dla Zimmera
stał się to niemal podkład dla co drugiej produkcji, bardzo często słychać w
jego nowych dziełach nawiązania, niemal autoplagiaty. Z ich wspólnej pracy
wyszła też piękna piosenka „Now we are free”.
Mimo, iż „Gladiator” Ridleya
Scotta dostał w 2001 roku aż 5 Oscarów, to muszę powiedzieć, że jak dla mnie
było to jedno z najgorszych rozdań Akademii. Najbardziej kontrowersyjna była
nagroda dla muzyki. Oscara otrzymał Tan Dun za zupełnie pozbawioną wyrazu ścieżkę
do filmu „Przyczajony tygrys, ukryty smok”. Do dziś nie mam pojęcia, co
pokierowało członkami Akademii! O nagrodę walczyła muzyka z „Gladiatora”, która
dziś jest już wręcz kultowa, a także przepiękne kompozycje Ennio Morricone do
„Maleny”. Czas jednak zweryfikował, kto był wtedy prawdziwym zwycięzcą. Kolejny
werdykt, z którym się nie zgadzam, był Oscar dla Benicio Del Toro za jego
drugoplanową kreację w „Traffic”. Jak ta przeciętna rola mogła wygryźć
znakomitego Phoenixa? No śmiech na sali! Kolejną wtopą był brak Oscara dla
„Gladiatora” za zdjęcia, tu znowu tryumfy święcił „Przyczajony tygrys, ukryty
smok”. Dodajmy jeszcze pominięcie
piosenki „Now we are free” w kategorii muzycznej i brak nagrody za reżyserię
dla Scotta. Nie wiem czy Akademia nie ma po drodze z osobę Ridleya, ale powinni
docenić tak znakomity kunszt jak przy „Gladiatorze”. Cóż, zwyczajnie ten obraz
zasłużył na jeszcze więcej nagród w swoim roku.
„Gladiatora” nie raz widziałem
i zapewne jeszcze nie raz do niego wrócę. Zawsze, oglądając go na nowo
przeżywam te same niezwykłe emocje jakie towarzyszyły mi przy pierwszym razie.
Film Ridleya Scotta jest filmem perfekcyjnym pod każdym względem, dziełem
skończonym od początku do końca. Zapisze się na zawsze jako jeden z najlepiej
zrobionych filmów o czasach starożytnego Rzymu. Obawiam się, że nigdy nikt
nawet mu nie dorówna i „Gladiator” Ridleya Scotta na zawsze zostanie moim
ulubionym filmem.
- Łukasz Kowalski
Film legenda, a do tego jeden z moich ulubionych. Myślę, że w TOP5 spokojnie mógłby się znaleźć. O tym filmie zostało powiedziane już wszystko - KA-PI-TA-LNY film. Tyle.
OdpowiedzUsuńDodaje Wasz blog do obserwowanych i zapraszam do siebie :)