Trudna sprawa z tymi horrorami. Mimo że szturmem okupują nasze kina to trudno trafić na jeden dobry, który nie tylko straszy, ale i wciąga (choć i z tym straszeniem bywa różnie). Ja osobiście nie przepadam za tym gatunkiem. Tylko kilka horrorów z czystym sumieniem mogę nazwać udanymi. Czy wchodząca właśnie na nasze ekrany „Obecność” zagości w tym małym, elitarnym gronie?
Porażki nie ma na pewno. Na szczęście film twórcy słynnej „Piły” ucieka od największych grzechów współczesnego horroru. Nie skupia się na słabych efektach specjalnych, czy idiotycznych posunięciach bohaterów byle utrzymać napięcie i poczucie grozy. Gatunek schodzi na drugi plan, najważniejsza pozostaje historia. Opowieść ciekawa tym bardziej, że przedstawiająca autentyczne wydarzenia.
Dwa małżeństwa, dwie rodziny. Warrenowie to nietypowa para. Lorraine jest kimś na wzór jasnowidza. Potrafi przy pomocy nadprzyrodzonych zdolności zobaczyć przeszłość. Jej mąż, Ed to specjalista od demonów i innych stworów nie z naszego świata. Jedyny w historii świecki egzorcysta uznany przez Kościół Katolicki. Rozwiązują wiele spraw niezrozumiałych dla zwykłych zjadaczy chleba. Perronowie są właśnie takimi zjadaczami. Nie interesuje ich życie pozagrobowe, ani ingerencja sił niebieskich w doczesne bytowanie. Carolyn i Ron zmienią jednak nastawienie gdy świeżo zakupiony przez nich dom zaczną systematycznie nawiedzać demony, a życie ich pięciu uroczych córek zostanie zagrożone.
James Wan to specjalista od horrorów. Wielką karierę zaczął od kultowej „Piły”, która chyba na nowo przywróciła gatunek do życia. W „Obecności” reżyser trochę zwalnia i podchodzi do horroru jak do klasycznego dramatu, czy thrillera. Takie świeże spojrzenie pomaga w odbiorze filmu, który nie jest już tylko banalną sieczką wzbudzającą czasowy strach ze słabym scenariuszem w tle.
Owa świeżość polega przede wszystkim na powrocie do korzeni horroru. Czyli do klasyków gatunku. Powolna i cierpliwa praca kamery z dobrze napisanym scenariuszem sprawia, że widz daje się wciągnąć w historię w stu procentach. Narastający powoli strach nie bazuje tylko na nagłych „wyskokach” postaci czy budzącej grozę muzyce, gdy bohater schodzi do ciemnej piwnicy. Twórcy zrezygnowali również z śmiesznych zjaw stworzonych przez specjalistów od efektów. Takie zabiegi chyba częściej budzą uśmiech i politowanie niż gęsią skórkę (przykładem może być tegoroczna produkcja, „Hansel i Gretel: łowcy czarownic”). W „Obecności” mamy jedynie sugerowanie stworzeń nadprzyrodzonych, co dodaje filmowi nie tylko tajemniczości, ale i realizmu.
Nie mogę uciec od wrażenia, że Wan inspirował się takimi dziełami jak „Egzorcyzmy Emily Rose”, „Dziecko Rosemary” czy „Inni”. Zwłaszcza tym ostatnim. Sięgając po te lepsze horrory postawił sobie poprzeczkę całkiem wysoko, choć nie udało mu się stworzyć dzieła tak dobrego jak film z kreacją Nicole Kidman.
Dobrze, że reżyser postawił też na uznanych i cenionych aktorów. Dodaje to obrazowi nie tylko prestiżu, ale również pokazuje podejście do tematu. Sami zatrudnieni też nie „olali” sprawy. Wszyscy starają się grać na jak najwyższym poziomie, rezygnując z przerysowanego przerażenia. Najlepsze wrażenie pozostawiają Warrenowie czyli Vera Farmiga i Patrick Wilson. Tworzą bardzo udany duet, który aż prosi się o powtórkę w kolejnych produkcjach.
Jednak i „Obecności” nie udaje się całkowicie uratować przed typowymi klasycznymi wpadkami. W filmie Jamesa Wana niezwykle irytujący jest soundtrack. Ścieżka dźwiękowa Josepha Bishara niczego do filmu nie wnosi, wręcz ujmuje całości. Posiada kilka prostych i schematycznych motywów jak przyjemne dźwięki pianina przy ckliwych momentach. Na szczęście motywem głównym zajął się Mark Isham, który poradził sobie z zadaniem o niebo lepiej.
Przyczepić można się też do kilku scen, które gryzą się z całkiem dobrze napisanym scenariuszem. Prawdziwym koszmarkiem jest początkowa scena z rodziną Perronów, kiedy to wprowadzają się do nowego domu. Niezwykle radośni i szczęśliwi, tak typowi, że aż niemożliwi. Dodatkowo jeszcze mamy do czynienia ze zbuntowaną nastolatką, której nic nie pasuje, zwłaszcza nowy dom. Na szczęście atmosfera szybko ulega zmianie i zaczyna się prawdziwy film.
„Obecność” to zapewne nie najlepsza produkcja roku, ale na pewno jeden z lepszych horrorów z jakimi ostatnio miałem do czynienia. Zaskakuje swoim hołdem do klasyków gatunku, co dziś czynie je dziełem dosyć unikatowym. Na pewno warto nim się zainteresować.
Dwa małżeństwa, dwie rodziny. Warrenowie to nietypowa para. Lorraine jest kimś na wzór jasnowidza. Potrafi przy pomocy nadprzyrodzonych zdolności zobaczyć przeszłość. Jej mąż, Ed to specjalista od demonów i innych stworów nie z naszego świata. Jedyny w historii świecki egzorcysta uznany przez Kościół Katolicki. Rozwiązują wiele spraw niezrozumiałych dla zwykłych zjadaczy chleba. Perronowie są właśnie takimi zjadaczami. Nie interesuje ich życie pozagrobowe, ani ingerencja sił niebieskich w doczesne bytowanie. Carolyn i Ron zmienią jednak nastawienie gdy świeżo zakupiony przez nich dom zaczną systematycznie nawiedzać demony, a życie ich pięciu uroczych córek zostanie zagrożone.
James Wan to specjalista od horrorów. Wielką karierę zaczął od kultowej „Piły”, która chyba na nowo przywróciła gatunek do życia. W „Obecności” reżyser trochę zwalnia i podchodzi do horroru jak do klasycznego dramatu, czy thrillera. Takie świeże spojrzenie pomaga w odbiorze filmu, który nie jest już tylko banalną sieczką wzbudzającą czasowy strach ze słabym scenariuszem w tle.
Owa świeżość polega przede wszystkim na powrocie do korzeni horroru. Czyli do klasyków gatunku. Powolna i cierpliwa praca kamery z dobrze napisanym scenariuszem sprawia, że widz daje się wciągnąć w historię w stu procentach. Narastający powoli strach nie bazuje tylko na nagłych „wyskokach” postaci czy budzącej grozę muzyce, gdy bohater schodzi do ciemnej piwnicy. Twórcy zrezygnowali również z śmiesznych zjaw stworzonych przez specjalistów od efektów. Takie zabiegi chyba częściej budzą uśmiech i politowanie niż gęsią skórkę (przykładem może być tegoroczna produkcja, „Hansel i Gretel: łowcy czarownic”). W „Obecności” mamy jedynie sugerowanie stworzeń nadprzyrodzonych, co dodaje filmowi nie tylko tajemniczości, ale i realizmu.
Nie mogę uciec od wrażenia, że Wan inspirował się takimi dziełami jak „Egzorcyzmy Emily Rose”, „Dziecko Rosemary” czy „Inni”. Zwłaszcza tym ostatnim. Sięgając po te lepsze horrory postawił sobie poprzeczkę całkiem wysoko, choć nie udało mu się stworzyć dzieła tak dobrego jak film z kreacją Nicole Kidman.
Dobrze, że reżyser postawił też na uznanych i cenionych aktorów. Dodaje to obrazowi nie tylko prestiżu, ale również pokazuje podejście do tematu. Sami zatrudnieni też nie „olali” sprawy. Wszyscy starają się grać na jak najwyższym poziomie, rezygnując z przerysowanego przerażenia. Najlepsze wrażenie pozostawiają Warrenowie czyli Vera Farmiga i Patrick Wilson. Tworzą bardzo udany duet, który aż prosi się o powtórkę w kolejnych produkcjach.
Jednak i „Obecności” nie udaje się całkowicie uratować przed typowymi klasycznymi wpadkami. W filmie Jamesa Wana niezwykle irytujący jest soundtrack. Ścieżka dźwiękowa Josepha Bishara niczego do filmu nie wnosi, wręcz ujmuje całości. Posiada kilka prostych i schematycznych motywów jak przyjemne dźwięki pianina przy ckliwych momentach. Na szczęście motywem głównym zajął się Mark Isham, który poradził sobie z zadaniem o niebo lepiej.
Przyczepić można się też do kilku scen, które gryzą się z całkiem dobrze napisanym scenariuszem. Prawdziwym koszmarkiem jest początkowa scena z rodziną Perronów, kiedy to wprowadzają się do nowego domu. Niezwykle radośni i szczęśliwi, tak typowi, że aż niemożliwi. Dodatkowo jeszcze mamy do czynienia ze zbuntowaną nastolatką, której nic nie pasuje, zwłaszcza nowy dom. Na szczęście atmosfera szybko ulega zmianie i zaczyna się prawdziwy film.
„Obecność” to zapewne nie najlepsza produkcja roku, ale na pewno jeden z lepszych horrorów z jakimi ostatnio miałem do czynienia. Zaskakuje swoim hołdem do klasyków gatunku, co dziś czynie je dziełem dosyć unikatowym. Na pewno warto nim się zainteresować.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy Warner Bros. Polska
- Łukasz Kowalski