Czysta rozrywka najwyższej klasy
Oj,
gdzieś nam na chwilę zniknął Guillermo Del Toro, a część świata zdążyła już o
nim zapomnieć. Po olśniewającym „Labiryncie Fauna” i drugiej odsłonie
„Hellboya” meksykański reżyser zabrał się za ekranizację „Hobbita”, ale
ostatecznie projekt ten porzucił i finalnie figurował na liście płac jedynie
jako jeden z czworga scenarzystów. Długie zamieszanie związane z ponownym
wkroczeniem Hollywood do Śródziemia zatrzymało na chwilę twórczość Del Toro i zakończyło
chwilową modę na tego twórcę. Teraz, po pięciu (!) latach przerwy Meksykanin triumfalnie
powraca na ekrany z nowym, wielkim blockbusterem – „Pacific Rim”.
W
niedalekiej przyszłości świat atakują Kaiju - przybysze z innej planety. Nie
spodziewajcie się ogranych motywów z latającymi spodkami i humanoidalnymi
zaawansowanymi technologicznie stworkami. U Del Toro inwazja zaczyna się od
środka. Gigantyczne potwory przybywają na Ziemię przez międzywymiarowy portal
ukryty na dnie Pacyfiku. Monstra atakują położone nad Oceanem Spokojnym miasta,
zwiastując rychłą apokalipsę. W obliczu globalnej katastrofy władze zawiązują
sojusz ponad podziałami i powołują do istnienia specjalne roboty – Jaegery –
które, kierowane przez pary pilotów, walczą z wrogimi przybyszami.
Twórca
„Labiryntu Fauna” komponuje wspaniałe kino rozrywkowe, bawiąc się scenografią,
efektami specjalnymi, postaciami, konwencją. „Pacific Rim” łączy w sobie
charakter efekciarskiego komiksu z filmami akcji z wielką demolką w tle. Liczne
podobieństwa do „Transformersów”, „Battleship”, „2012”, „Godzilli”, czy
„Avatara” nie są przypadkowe. Guillermo Del Toro czerpie z tych, a także innych
tytułów garściami, łącząc motywy i stylistyczne zapożyczenia z własnymi
pomysłami, tworząc przepyszny obraz filmowej akcji. Co więcej, reżyser nie udaje,
że w „Pacific Rim” chodzi o coś więcej niż czystą rozrywkę. Nie pompuje ani
sztucznej ideologii (chociaż przez krótki moment blisko mu do avatarowej
„ekologii”), ani sztucznej dramaturgii, czy amerykańskiego patosu. Wszystko
występuje w odpowiedniej ilości – na tyle, aby nieco bardziej zaangażować
widza, zachowując jednak szacunek dla jego inteligencji. W „Pacific Rim”
najważniejsze są efekty specjalne i dobra rozrywka. Mają się bić i się biją. I robią
to imponująco!
Guillermo
Del Toro dba, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dopieszczone efekty
specjalne idealnie współgrają ze zjawiskową futurystyczną scenografią i
kostiumami. Wszystko perfekcyjnie łączą zdjęcia zdobywcy Oscara Guillermo
Navarro i przystępny montaż. Akcję napędza muzyka Ramina Djawadiego, który po
długim ciągu kompozycyjnych upadków wreszcie potrafił stworzyć muzykę
wzbogacają film. Chwytliwe motywy wygrywane przez gitary i muzykę elektroniczną
łączą w sobie rozmach „Incepcji” Zimmera, stalowy ciężar „Terminator: Ocalenie”
Elfmana, nutkę ironii „Iron Mana” i orientalność „Piratów z Karaibów: Na krańcu
świata” Zimmera. Muzyka Djawadiego, mimo iż mało oryginalna, potrafi znaleźć
miejsce w głowie widza i na kilkanaście godzin zaskarbić sobie jego względy.
Bohaterowie
walczący z krzyżówkami Godzilli i Krakena są na tyle wyraziści i nieźle
zagrani, że łatwo nam zaangażować się w ekranowe wydarzenia. Bardzo dobrze odnajdują
się mniej znani Charlie Hunnam i Rinko Kikuchi występujący w rolach głównych,
chociaż pozostają w cieniu majestatycznego, charyzmatycznego Idrisa Elby,
wcielającego się w postać Marszałka Stackera. W drugim planie wybijają się
Charlie Day i Burn Gorman jako komiczny duet naukowców, a także ulubiony aktor
meksykańskiego reżysera - Ron Perlman jako przyodziany w złote buty król
nielegalnego handlu, Hannibal Chau.
Szkoda,
że aż pięć lat musieliśmy czekać na kolejny popis Guillermo Del Toro.
Meksykanin po raz kolejny udowodnił, że potrafi stylistycznie zachwycić i
zaangażować w dobrze opowiedzianą fabułę. „Pacific Rim” nie ma w sobie klasy i
powagi „Labiryntu Fauna”, ale w kategorii letnich wysokobudżetowych filmów
rozrywkowych nie ma sobie w tym roku równych.
Za możliwość obejrzenia "Pacific Rim" na pokazie przedpremierowym dziękuję firmie Warner Bros. Polska.
Za możliwość obejrzenia "Pacific Rim" na pokazie przedpremierowym dziękuję firmie Warner Bros. Polska.
- Alek Kowalski
Sama nie wiem... Tyle już się nakomentowałam an temat ego filmu. I raz bym chciała obejrzeć, a raz nie. Sama nie wiem i nie potrafię się zdecydować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
czas-na-film.blogspot.com
Zgrabna recenzja, dziękuję - wiem, że to film nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń...... co oznacza blockbuster?
Pozdro 123