Samotność przyszłości
„Ona” Spike'a
Jonze'a, „kusząca” propozycja polskich dystrybutorów na
walentynki pod wieloma względami przypomina obsypane nagrodami
„Między słowami” Sofii Coppoli. Oba tytuły łączy nie tylko
udział Scarlett Johansson, ale i – wbrew promocyjnej kampanii –
tematyka samotności w nowoczesnym świecie. W przypadku obrazu
Coppoli bohaterowie poruszają się po azjatyckiej metropolii z
początku XXI wieku, u Jonze'a zatłoczoną samotnię stanowi miasto
nieodległej przyszłości.
Przyszłość w „Ona”
nie jest wymyślna, nie pasuje do typowego wyobrażenia
futurystycznej rzeczywistości, raczej obrazuje ewolucję dnia
dzisiejszego. Ludzie siedzą zamknięci w sterylnych mieszkaniach,
jeszcze bardziej pochłonięci przez wszechobecną technologię.
Wszystkie zmiany wydają się jednak w pełni naturalne i zupełnie
nieodległe – sterowanie komputerem za pomocą głosu, szersze
zastosowanie dotykowych ekranów, o wiele bardziej interaktywne gry
na konsole i przede wszystkim – coraz bardziej ograniczone relacje
międzyludzkie. Tę rzeczywistość poznajemy obserwując Theodore'a
(Joaquin Phoenix), raczej cichego i spokojnego samotnego mężczyznę,
który zastanawiając się nad podpisaniem papierów rozwodowych
codziennie udaje się do pracy, gdzie pisze miłosne listy na
zlecenie. Mieszka sam w eleganckim apartamencie i tęskni. Trochę za
żoną (Rooney Mara), trochę za seksem, ale przede wszystkim za
kimś, dla kogo byłby ważny. Gdy dowiaduje się o systemie z nową
najwyższej jakości sztuczną inteligencją, postanawia go
wypróbować. Bardzo rozbudowany system od razu pochłania
użytkownika, fascynując Theodore'a swoją złożonością,
ciekawością świata, inteligencją, a przede wszystkim
podobieństwem do człowieka i złudnym zrozumieniem.
Jonze nie udaje, że
Theodore'a z systemem operacyjnym o imieniu Samantha (Scarlett
Johansson) łączy miłość. Komputer od początku, od samej
instalacji podporządkowuje się właścicielowi, wyczuwając jego
charakter, sposób mówienia, oczekiwania. System sam tworzy się
jako odpowiedź na emocjonalne potrzeby Theodore'a, dla którego
związek z komputerem okazuje się niezwykle wygodny. Nie ma
zobowiązań, zawsze może liczyć na docenienie, wysłuchanie,
pomoc, wsparcie, a nawet zaspokajanie potrzeb seksualnych. Z drugiej
strony obserwujemy Theodore'a pośród kobiet – prawdziwych, z krwi
i kości. Jego żona czuje się skrzywdzona, narzeka na brak
zaangażowania i słaby charakter męża, podczas gdy bohater wciąż
powraca w myślach do przeszłości małżeństwa –
wyidealizowanego, obdartego z codziennych powinności, trudów,
ograniczonego do wyobrażenia nastolatków. Kobieta, którą poznaje
na randce w ciemno wydaje się mu atrakcyjna, ale ucieka, gdy tylko
wspomina o pewnych zobowiązaniach. Nie potrafi zrozumieć swojej
przyjaciółki i sąsiadki (Amy Adams), która szuka z nim bliższego
kontaktu.
Bohater „Podziemnego
kręgu” Finchera, Tyler Durden mówił o społeczeństwie końca XX
wieku, jako o pokoleniu wychowanym przez matki, bez miejsca w
historii, bez wielkiej wojny i wielkich wyzwań. Theodore wydaje się
jego kolejnym etapem. To Piotruś Pan, tkwiący w swoim własnym
świecie, patrzący na świat egoistycznie, udając romantyka. Nie
potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, za swoje życie.
Konformistycznie żyje w niby świecie, grając nocami na konsoli i
oglądając nagie zdjęcia celebrytek. W tej roli świetnie sprawdza
się niezwykle oszczędny Joaquin Phoenix, pokazujący nam swoją
zupełnie nową twarz wzbogaconą o fajtłapowaty wąsik.
„Ona” to film o
człowieku nowoczesnym, który w obliczu technologicznych nowinek nie
potrafi odnaleźć drugiego człowieka. Theodore to szaraczek
przyszłości, kolejne stadium naszego rozwoju. Jonze widzi w rozwoju
technologii przyczynę osłabienia relacji międzyludzkich, podstawę
wszechogarniającej samotności. Autor „Adaptacji” delikatnie
prowadzi opowieść, nie narzuca nam żadnych myśli, tylko podsuwa
je nienachalnie, sugerując pewne wnioski i skłaniając do myślenia.
- Alek Kowalski