Jak uciec z więzienia
„Dla niej wszystko” Paula Haggisa obejrzałem głównie z
powodu mojej ogromnej sympatii do głównego aktora – Russella Crowe. Dodatkowo
skusiło mnie nazwisko samego reżysera, którego szanuję za poruszające „Miasto
gniewu”. Jednak po samym filmie arcydzieła się nie spodziewałem. Raczej czując
się wiernym fanem aktora uznałem, że muszę śledzić jego kolejne poczynania w
karierze, nawet jeśli mam poświęcić dwie godziny na wątpliwej jakości film. Ale
„Dla niej wszystko” sprawił mi miłą niespodziankę.
Paul Haggis opowiada historię małżeństwa Johna (Russell
Crowe) i Lary (Elizabeth Banks) Brennanów oraz ich synka. To spokojna rodzina,
której sielankowe życie przerywa nagły nalot policji. Lara zostaje aresztowana
i oskarżona o morderstwo. Gdy kolejne sądy skazują kobietę na karę więzienia i
wyczerpują się możliwości legalnego uwolnienia żony, John postanawia wziąć
sprawy w swoje ręce. Na własną rękę organizuje ucieczkę z więzienia, sięgając
po środki, z którymi nigdy w życiu nie miał kontaktu.
„Dla niej wszystko” nie jest kolejnym głupim filmem akcji, w
którym fabuła stanowi jedynie pretekst do szeregu wybuchów, pościgów i
strzelanin. Paul Haggis proponuje widzom rozrywkę z wyższej półki. Samych scen
akcji jest ledwie kilka, reżyser cały film poświęca postaci głównego bohatera,
jego rozterkom i przygotowaniom do życiowej decyzji. Russell Crowe gra postać
oddaną swoim ideałom, gotową sięgnąć po nielegalne metody tylko wówczas, gdy
nie może chronić osób sobie najbliższych w granicach prawa. To wzorowy ojciec,
oddany mąż, „prawy i sprawiedliwy” człowiek. Myśli racjonalnie i świadomie
ryzykuje. Gdy łamie prawo, widz nie widzi w tym nic złego, a wręcz pochwala to
i kibicuje mu.
Dość niejednoznacznie wypada żona Johna, Lara. Przez
większość filmu nie wiemy, czy była winna zbrodni, czy nie. Widza może też
razić jej stosunek do męża w niektórych scenach, zważywszy na wielkie
poświęcenie, które dla niej się decyduje. Jednak miłość do syna i pogodzenie z
własnym losem ostatecznie sprawiają, że i tę postać widzowie są w stanie
polubić, a już na pewno zrozumieć.
Ale o czym tak naprawdę jest „Dla niej wszystko”? Nie jest
to instruktarz amatorskiej ucieczki z więzienia (chociaż sceny zawierające
przydatne Johnowi informacje – np. jak otworzyć drzwi samochodu piłką do tenisa
ziemnego – zapadają w pamięć), ani też tępa zlepka kilku scen akcji z ckliwymi
sekwencjami rodzinnymi. To w gruncie rzeczy krzyk, wyraz potrzeby, wołanie o
ludzi takich jak John Brennan, zdolnych do poświęceń. Film zwraca uwagę na rolę
głowy rodziny, na potrzebę „prawdziwych mężczyzn”. Traktuje o obowiązkach i
powinnościach. Haggis umiejętnie dokonuje uniwersalizacji całej opowieści.
Nieogolony Russell Crowe biega z brzuszkiem, a Elizabeth Banks nie nosi
makijażu (no, bo w końcu jest w więzieniu…). Widzimy drobne sprzeczki,
złośliwości i problemy relacji w rodzinie. Bohaterowie są zwykli. Dzięki temu
widz czuje, że ich niezwykła historia mogłaby się przydarzyć każdemu.
W swoim najnowszym filmie Paul Haggis daje momentami popis
reżyserskich umiejętności. Niektóre sceny, oszczędne w słowa mówią nam więcej
niż długie dialogi, dają upust emocjom i prawdziwie angażują widza. Gdzie
indziej reżyser znakomicie prowadzi akcję i buduje klimat. Umiejętnie wciąga
widza.
Bardzo dobrze słucha się muzyki Danny’ego Elfmana. Spokojna,
klimatyczna, tworząca dobre tło. Dobre słowo należy się również Stephene
Fontaine, odpowiedzialnemu za zdjęcia. Budują napięcie, czasem zamieniają
elementy fabuły w mini-łamigłówkę, by widz zastanowił się. Ostatecznie broni
się również montaż. Momentami dość pourywany, nielogiczny, a na początku
chaotyczny. Na szczęście sprawdza się tu prawidłowość im dalej, tym lepiej,
więc ostatnie sceny filmu są zmontowane perfekcyjnie.
Nie żałuję, że w dniu premiery „Insygniów śmierci: Part One”
nie obejrzałem nowego Pottera. Zapewne po seansie kolejnej części przygód
drewnianego Daniela Radcliffe’a byłoby mi niedobrze i poczułbym to denerwujące
uczucie marnotrawstwa czasu i pieniędzy. „Dla niej wszystko” to okazja na dobre
kino, z tradycyjnie świetnym Russellem Crowe i wciągającą fabułą. Warto.
- Alek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz