10. Obcy 3 (1992)
Na ostatnim, dziesiątym miejscu znalazł się debiutancki film
reżysera - „Obcy 3”. Trzeba przyznać, że stworzenie trzeciej części kultowej
trylogii, po filmach autorstwa Ridleya Scotta i Jamesa Camerona, prawdziwych
klasyków gatunku, nie było łatwym zadaniem. „Obcy 3” niczym się nie wyróżnia.
Nie ma ani dusznego klimatu pierwszej części, ani rozmachu realizatorskiego
części drugiej. Ogląda się to jednak całkiem nieźle, a łysa Signourey Weaver
zapada w pamięć.
Moja ocena: 5/10
9. Azyl (2002)
Rozwódka (Jodie Foster) z chorą na cukrzycę córką (jeszcze
anonimowa wówczas Kirsten Stewart) kupują nowy wielki dom po obrzydliwie
bogatym zmarłym. Już w pierwszą noc po przeprowadzce w domu pojawiają się trzej
włamywacze (wśród nich aż dwaj zdobywcy Oscara – Jared Leto i Forest Whitaker),
a matka z córką chowają się przed nimi w pomieszczeniu specjalnie przygotowanym
na takie sytuacje – w tytułowym azylu. Problem pojawia się, gdy okazuje się, że
włamywaczom zależy na czymś, co znajduje się w środku właśnie tego pokoju.
Dobry, nieźle zagrany thriller z fajnym klimatem i bardzo dobrymi zdjęciami.
Moja ocena: 7/10
8. Gra (1999)
Obrzydliwie bogaty Nicholas Van Orton (Michael Douglas) to
średnio przyjemny arogant, który – choć sam tego nie przyznaje – wydaje się
znudzony swoim wystawnym życiem. Prezent urodzinowy od młodszego brata (Sean
Penn) odmieni jego życie. Lubię myśleć o „Grze” jako „Opowieści Wigilijnej”
naszych czasów, z nieprzyjemnym głównym bohaterem i motywem przemiany na
pierwszym planie. Pozornie skomplikowana intryga trzyma za gardło do końca i
zapewnia świetną rozrywkę przez dwie godziny.
Moja ocena: 7/10
7. Zodiak (2007)
Tytułowego Zodiaka, najbardziej znanego seryjnego mordercy
Ameryki, jest w „Zodiaku” bardzo mało. Fincher skupia się na ludziach, którzy
noce i dnie poświęcili na szukanie przestępcy - dziennikarzach śledczych (Jake
Gyllenhaal i Robert Downey Jr.) i policjantach (Mark Ruffalo i Anthony
Edwards). Poznajemy ich prace dość szczegółowo i sami dajemy się wciągnąć w wir
bezskutecznego (?) polowania na mordercę, obserwując poczynania coraz bardziej
obsesyjnych śledczych (szczególną uwagę przyciągają świetnie zagrane postaci
dziennikarzy) w kapitalnej, mrocznej, posępnej aurze. Przedstawiony świat -
podobnie jak w „Siedem” - wydaje się zły i deprawujący wszystkich z osobna.
Moja ocena: 7/10
6. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona (2008)
Chyba najbardziej wyróżniający się wizualnie tytuł w
filmografii znanego reżysera. Bez mrocznego pazura thrillerów, z hollywoodzką
stylistyką. „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, snujący opowieść o dziecku,
które urodziło się starcem i z wiekiem młodniało, to liryczna przypowieść o
niespełnionym pragnieniu wybicia się ponad przeciętność. Ludzie, których
spotyka na swojej drodze główny bohater mieli wielkie plany, ale nigdy nie udawało
im się spełnić swych ambicji. Ukochana Buttona Daisy (Cate Blanchett) marzyła o
karierze baletnicy, ale wszystko zakończył jej niespodziewany wypadek, a
poznana w hotelu pływaczka Elizabeth (Tilda Swinton) próbowała przepłynąć Kanał
La Manche, ale pod koniec zabrakło jej sił. Obok nich mamy głównego bohatera,
który takich pragnień nie ma. W przeciwieństwie do jego medycznego przypadku –
nie ma w nim nic szczególnego, nic ciekawego.
Moja ocena: 7/10
5. Dziewczyna z tatuażem (2012)
Kapitalnie zrealizowany, utrzymany w chłodzie i mroku
posępnej Skandynawii. Fincher, oprócz świetnego prowadzenia akcji, konstruuje
obraz chorego społeczeństwa współczesnej Szwecji, które pośród sterylnych mebli
z Ikei ukrywa swoje grzeszne sympatie faszystowskie i chore pasje. Na dokładkę
świetna rola Rooney Mara, którą za rolę Lisbeth Salander nominowano do Oscara.
Moja ocena: 8/10
4. Podziemny krąg (1998)
Przez wielu uznawany za najlepszy film reżysera, początkowo
miażdżony przez krytykę i nazywany homoerotyczną fantazją „Podziemny krąg” to –
pod wieloma względami podobny do „American Psycho” z Christianem Bale'em –
obraz podświadomej reakcji obronnej indywidualności przed kulturową papką,
rutyną dnia codziennego, schematami i regułami mozolnie utkanej współczesnej
rzeczywistości. Przewrotny, wzorowo zrealizowany i kuszący swoim antysystemowym
wydźwiękiem po latach trafił do klasyki i obecnie wymieniany jest jako jeden z
najlepszych filmów amerykańskiego twórcy.
Moja ocena: 8/10
3. Siedem (1995)
Historia dwóch detektywów (Brad Pitt i Morgan Freeman),
ścigających seryjnego mordercę zaskakuje rozwiązaniami fabularnymi i uwodzi
niesamowitą wizją miejskiego piekła. Religijne motywy wykorzystywane przez
ściganego przestępce idealnie wpisują się w obraz zdeprawowanej metropolii. Deszczowa
aura, nieprzerwana ulewa przerwana zostaje dopiero na koniec – okoliczności nie
zdradzę – postapokaliptyczną pustynią. „Siedem” to pesymistyczne spojrzenie na
nowoczesne społeczeństwo, pozbawione moralności, chylące się ku upadkowi.
Moja ocena: 8/10
2. Zaginiona dziewczyna (2014)
Najnowszy film Finchera to prawdziwa bomba. Historię
zaginięcia Amy (kapitalna Rosamund Pike), a także problemy jej małżeństwa z
Nickiem (Ben Affleck) poznajemy ze strony męża i żony. Fincher nie pozwala
spojrzeć nam obiektywnie – wersje wydarzeń Amy i Nicka diametralnie się różnią
i do końca nie mamy pewności, gdzie leży prawda. Do tego liczne zwroty akcji,
które nie pozwalają widzowi ani na chwilę oderwać wzroku od ekranu.
Moja ocena: 8/10
1. Social Network (2010)
Numer jeden na liście nie mógł być inny. Choć większość
pewnie na czele podobnego zestawienia widziałaby „Podziemny krąg” lub „Siedem”,
dla mnie „Social Network”, z wybitnym scenariuszem Aarona Sorkina jest wyborem
jedynym możliwym. Niektórzy widzą w nim jedynie prosty paradoks – twórca
największego serwisu społecznościowego jest samotny, ale moim zdaniem historia
Marka Zuckerberga (niesamowicie antypatyczny Jesse Eisenberg), założyciela
Facebooka, to najlepszy obraz pokolenia wychowanego wśród nowych technologii, a
ostatnia scena najlepszym podsumowaniem obecnych relacji między młodymi ludźmi.
Do tego niesamowita realizacja – Fincher utrzymuje kolorystykę znaną z jego
thrillerów, nadając opowieści unikatowy styl oraz poprzez zawrotną narrację
nadaje tempo tej – wydawałoby się – zupełnie niefilmowej opowieści.
Moja ocena: 9/10
Aleksander Kowalski