środa, 14 grudnia 2011

Moneyball

Just enjoy the show!

Nagroda OBF2012:
aktor
Nominacje OBF2012:
film, scenariusz,
montaż,
aktor drugoplanowy
Bez względu na gatunek – sensacja, sci-fi, fantasy, dramat – miarą filmu jest przede wszystkim umiejętność zawarcia w nim pewnej wartości. Obok walorów technicznych i rozrywkowych stoi ostatnimi czasy nieco zapomniany, a w gruncie rzeczy ten jeden najważniejszy walor – treść, przesłanie, głębia. Szczytem filmowego mistrzostwa jest umiejętność połączenia wszystkich trzech walorów i wskazanie w każdej historii pewnej uniwersalnej prawdy życiowej.
Bennett Miller snuje opowieść opartą o postać Billy’ego Beane’a (Brad Pitt) – niespełnionego sportowca, który próbuje swoich sił jako manager Oakland Athletics, finansowego outsidera w amerykańskiej lidze baseballowej. Po przegranej z kilkukrotnie bogatszymi Jankesami, najlepsi zawodnicy drużyny odchodzą, kuszeni większymi pieniędzmi. W tak trudnej sytuacji, Billy musi przygotować drużynę do nowego sezonu. Stara się znaleźć alternatywę, która pozwoli mu zniweczyć finansową przepaść. Wtedy poznaje Petera Branda (Jonah Hill), młodego absolwenta Yale, który proponuje rewolucyjną metodę budowania drużyny, opartą na statystyce. Z jej pomocą, Billy postanawia zebrać grupę zawodników, którzy umożliwią mu zdobycie mistrzostwa.
W „Moneyball” nie chodzi o sport. Miller opowiada uniwersalną historię, zahaczając o wiele pobocznych aspektów, przekazując masę dodatkowych myśli. Serce filmu – Billy Beane – pragnie zmian w zawodowym baseballu. Bije od niego pewnością siebie. Jest konkretny, ambitny, nie boi się konfrontacji. Na pierwszy rzut oka obce są mu uczucia, jednak jest osobą bardzo emocjonalną – typem romantyka, idealisty. Najwięcej uwagi reżyser poświęca właśnie jego tematowi.
Człowiek wierny ideałom, pragnący zmian, pasuje do branży jak pięść do nosa. Miller ukazuje nam, jak Billy wali głową w mur, by coś zmienić. Reżyser nie narzuca widzom swojego zdania, naprowadza ich jedynie na pewne wnioski - ideały nie mogą być niezmienną drogą, mają tylko wskazywać drogę, która powinna w elastyczny sposób przystosowywać się do zaistniałych sytuacji. W innym przypadku, nie mają szansy powodzenia. Miller, chociaż pozwala sobie w pewnym momencie na delikatną drwinę, szanuje uporczywą postawę Beane’a. Zauważa, że nie sam cel, ale dążenie do niego jest najważniejsze. Widzi, że wysiłek, uporczywość i wierność prowadzą do dojrzałości.
Dojrzałość przewija się przez „Moneyball” w różnych formach. Także w drugoplanowej, niezwykle porywającej i chwytającej za serce opowieści o baseballiście Hattebergu. Wątek ten stanowi swoisty hołd dla kina sportowego, czerpiąc garściami ze schematów znanych z klasyki gatunku.
Historia Billy’ego i jego drużyny wciąga jak narkotyk. Wielka w tym zasługa Aarona Sorkina, scenarzysty, laureata Oscara za „The Social Network”. Przy pomocy Stevena Zailliana tworzy niezwykle realistyczną, dynamiczną opowieść, poprowadzoną oryginalną narracją. Każda linijka dialogów to prawdziwe dzieło sztuki, a wszystkie sceny, pełne najróżniejszych smaczków, zasługują na szczególną uwagę. Tekst znakomicie wykorzystują aktorzy. Brad Pitt absolutnie brawurowo ożywia postać Billy’ego, zachwycając w każdej kolejnej scenie jeszcze bardziej. Bardzo dobrze z nim współpracuje młody Jonah Hill, a Philip  Seymour Hoffman budzi śmiech jako gburowaty trener. Na uwagę zasługują również aktorzy dalszego planu, z Chrisem Prattem w roli Hatteberga na czele. Komfort oglądania zapewniają zdjęcia Wally’ego Pfistera, w których widać dokumentalne doświadczenie operatora kamery, oraz świetnie budująca napięcie muzyka Mychaela Danny z zapadającym w pamięć motywem przewodnim. Na uznanie zasługuje wreszcie sam reżyser – Bennett Miller. Świetnie buduje napięcie, momentami mocno angażując widza w wydarzenia na ekranie. Udaje mu się zaakcentować wszystkie smaczki skryptu i w sposób niezwykle przyjemny podać je widzom na talerzu.
„Moneyball” to prawdziwy majstersztyk gatunku, wyciskający cały potencjał z tematu. Z pozornie średnio atrakcyjnej opowieści potrafi wykrzesać filmowy ogień i potrząsnąć widzem. A to wszystko robi z ideami na ustach, z pomysłem w głowie. Bez wątpienia jeden z najlepszych filmów roku.

- Alek Kowalski

2 komentarze:

  1. Film godny Oscara! Niezwykle trafna recenzja mocno zacheca do ponownej wizyty do kina ;) Good job!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co mogę powiedzieć? Jeśli przeczytałabym Twoją recenzję, przy której opadła mi szczena przed seansem, pewnie byłabym do niego lepiej nastawiona.
    Tymczasem "Moneyball" widziałam bez polskich napisów, ba, co gorsze (a byłoby pomocne) bez angielskich napisów. Pomijając fakt, że zwątpiłam w siebie, te ponad 2 godziny były dla mnie w dużej części męczarnią. Doceniłam w tym filmie idee, jak wspomniałeś oraz dla mnie wybitne aktorstwo Pitta (ciekawie odegrać rolę, która z opisu wydawała mi się skazana na porażkę "braku wyrazistości" - to się chwali). Nie zgodzę się jednak, że "Moneyball" nie traktuje o sporcie. Przeciwnie - o sporcie jest w tym filmie wiele i choć głównym tematem nie jest, non stop się o nim mówi. Co jest w sumie zrozumiałe.
    Utwory "This will destroy you" oraz "The Show" w wykonaniu tej małej (czyż ona nie była urocza?:) ) odsłuchiwałam bodaj 100 razy.

    Może to kwestia tego, ze jestem dziewczyną, która na baseballu się nie zna (planuje to zmienić, bo po tym dramacie czuję duży potencjał w tym sporcie) i dwie godziny pozbawione większej akcji mnie znudziły. Dla mnie jednak był to film dobry i dla fanów baseballu godny polecenia.

    Zapraszam do mnie na krótki wyraz premiery filmowych 2012, których oczekuję:)
    Pozdrawiam i na Wasze ręce składam najserdeczniejsze życzenia noworoczne!:)

    OdpowiedzUsuń