niedziela, 5 maja 2013

Burleska

Witajcie w Burlesce!
Szał kolorowych strojów, unoszący się zapach cygar, alkohol lejący się strumieniami i piękne skąpo ubrane dziewczyny tańczące na scenie. Witajcie w Burlesce! Zapraszamy! Usiądźcie wygodnie i rozkoszujcie się znakomitymi, świetnie zaśpiewanymi piosenkami! Ucieszcie oczy fenomenalnymi choreografiami perfekcyjnie zatańczonymi! Chodźcie bawić się przez całe dwie godziny!
Jeżeli do filmu "Burleska" podejdziemy z tak entuzjastycznym nastawieniem to nie wyjdziemy z kina z poczuciem zmarnowania czasu i pieniędzy. Jeżeli oczekujemy czegoś więcej, jeżeli spodziewamy się kolejnego "Chicago" czy "Kabaretu" to porzućmy wszelką nadzieję i nie wybierajmy się na ten film.
Fabuła "Burleski" jest najprostszą z możliwych. Schemat powiela tu schemat. Ali to dziewczyna z wielkim talentem mieszkająca w małej wiosce. Szanse na rozwój i spełnienie swych artystycznych marzeń są nikłe. Bohaterka postanawia jednak postawić wszystko na jedną kartę i pojechać do Los Angeles by spełnić swój "American dream". Podczas poszukiwania pracy trafia do tytułowego klubu, gdzie z trudem zdobywa pracę kelnerki, by wkrótce awansować na główną gwiazdę podupadającego biznesu. Powoli zdobywa także sympatie trudnej szefowej, zakochuje się w barmanie, popada w konflikt z byłą gwiazdą klubu, by na koniec znacznie przyczynić się do uratowania przed finansową katastrofą.
Banał, ale pięknie przystrojony. Film znakomicie oddaje atmosferę klubu. Sceny pokazujące show są w filmie najlepsze. Mimo, że cały czas słyszymy jedynie śpiewającą Christinę, z małymi dwiema przerwami na Cher, to i tak dajemy się zauroczyć. Obie panie mają znakomite, potężne głosy. Aguilera przy tym tańczy genialnie do spektakularnie ułożonych choreografii. Mamy ochotę ruszyć się miejsca, gdy widzimy i słyszymy jak Christina śpiewa takie piosenki jak "Express" czy "Show me how you burlesque". Są tu też wolniejsze, bardziej refleksyjne piosenki.
Jedną z nich jest nagrodzona tegorocznym Złotym Globem "You haven't see the last of me" w wykonaniu Cher. Piosenka powala na kolana, wokalistka udowadnia, że głos ma świetny i ciągle potrafi go wykorzystać.  Jest to też bardzo smutna piosenka. Cher prosi w niej o to by jeszcze jej nie skreślać, by pozwolić jej dalej śpiewać i występować. Gdy odniesiemy to do samej Cher, a nie do postaci, którą gra, to refleksja sama przychodzi. Przebrzmiała artystka, która najlepsze czasy ma już dawno za sobą nie chce opuścić sceny. Ciekawe czy Cher zdaje sobie sprawę, jak się obnażyła w tej piosence?

Aktorsko też film daje radę. Największą ciekawostką było to jak zagra debiutująca Aguilera. Nie jest źle, choć gra trochę przesadnie, wolimy te momenty gdy pokazuje wszystkim jak powinno się śpiewać. W tym jest znakomita. Całkiem udany jest też drugi plan. Cam Gigandet jest przekonywujący w roli uroczego adoratora Ali, a w scenach gdy ma być zabawny jest zabawny. Stanley Tucci jako sarkastyczny gej, przyjaciel Tess, wydaje się być dobrze obsadzony, ale to już wiemy choćby po "Diabeł ubiera się u Prady". Najlepsza jest Kristen Bell, czyli słynna Veronica Mars, znakomicie obsadzona w roli wrednej intrygantki z klubu. Oddzielną zaś sprawą jest gra Cher. Twarz artystki, tak bardzo zdeformowana przez różne operacje plastyczne, momentami może wręcz przerazić. Ta kobieta nie umie już twarzą wyrazić żadnego uczucia, żadnej emocji. Czy płacze, czy krzyczy jej twarz się nie zmienia. Do tego blada jak mleko cera z ustami pomalowanymi do koloru najczerwieńszej krwi i oczy w kolorze węgla. Ale nominacja do Złotej Maliny jest mimo wszystko grubo przesadzona.
Gdyby "Burleska" weszła do kin w latach 50 czy 60 stała by się z miejsca wielkim przebojem, a piosenki okrzyknięte zostałyby kultowymi. Bo czy scenariusz najnowszego musicalu jest tak bardzo nieudany w porównaniu do choćby "Mężczyźni wolą blondynki"? Kino się zmieniło i oczekiwania się zmieniły.


- Łukasz Kowalski

4 komentarze:

  1. Czytając miałam wrażenie, że już kojarzę tą recenzję i widzę, że rzeczywiście to ta sprzed 2 lat ;) W każdym razie ciężko się nie zgodzić, chociaż Kristen Bell aż tak mi się nie podobała (dla mnie w jednej scenie była wręcz żenująca). No i jak na to, że główną gwiazdą i najważniejszym elementem filmu jest Aguilera i próżno szukać drugiego musicalu z tak świetnie wykonanymi piosenkami (chodzi oczywiście o możliwości wokalne) to jak dla mnie za mało jest tutaj wychwalona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniałam sobie o tym filmie. Oglądałam go kiedyś... jednym okiem, bo prawdę mówiąc, znużył mnie niemiłosiernie. Niemniej ciekawy punkt widzenia :)

    Pozdrawiamy, AS! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja podeszłam do filmu bez żadnych oczekiwań i byłam bardzo zadowolona. To było akurat to, czego wtedy potrzebowałam - prosta, ładnie pokolorowana historia z pięknym wokalem Aguilery:) Ale to taki film na raz, bez emocji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam ten film i to wiele razy, bardzo mi się spodobał :)
    Zapraszam do mnie ;)
    http://myworldismovie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń