czwartek, 19 grudnia 2013

28 pokoi hotelowych













Ona i on w czterech ścianach 
Spotkali się pewnego razu w hotelowej restauracji. Ona zamężna, on z dziewczyną. Ona idąca do przodu bizneswoman, on obiecujący pisarz, który wydał właśnie pierwszą książkę. Nie wiele ich łączy, ale nie przeszkadza to we wzajemnej fascynacji. Pozwalają sobie na chwilę zapomnienia i spędzają razem noc w hotelowym pokoju. W takim pokoju spotkają się jeszcze 28 razy.
„28 pokoi hotelowych” jest zbudowane na wiele obiecującym pomyśle. Bohaterowie spotykają się co pewien czas w hotelowym pokoju. Na początku relacja ma charakter czysto fizyczny. Z biegiem czasu ich wspólnie spędzone chwile zbliżają oboje do siebie. Pozwalają sobie na coraz mocniejsze wyznania i zwierzenia. Nie obawiają się, że ten drugi go oceni czy skrytykuje, ostatecznie są sobie przecież zupełnie obcy. Rodzi się przedziwna więź, relacja nabiera powoli nowego charakteru, którego żadne z nich nie umie dokładnie opisać. Wiedzą jednak, że są dla siebie niezwykle ważni, że spotkali się  z czymś nieprzeciętnym, co zmienia ich życia właśnie w tym momencie. 


Matta Rossa zapewne nie kojarzycie z prac reżyserskich czy scenariuszowych. Jeżeli już gdzieś się wam obiło o uszy nazwisko Rossa, to co najwyżej jako mocno drugoplanowy aktor w większych i mniejszych produkcjach (chociaż za kreację w  „Good night and good luck” został nawet nominowany do nagrody Aktor). „28 pokoi hotelowych” to pierwsze starcia Matta z rolą scenarzysty i reżysera. Historia teoretycznie wymarzona dla początkującego, mały plan, mała ekipa, wszystko łatwe do ogarnięcie. Niestety takie opowiadania jak to oraz tak ograniczona przestrzeń bywają bardzo zdradliwe.
Coś co udaje mu się na pewno to współpraca z aktorami. Wypadają oni prawie zawsze bardzo naturalnie (małe zgrzyty wkradają się  wraz ze scenariuszowymi mieliznami) nawet w scenach mocno intymnych, a może nawet zwłaszcza wtedy. Postacie zarysowane są dosyć klasycznie, prawdopodobnie ich cechy w scenariuszu powielają nie jednego bohatera, którego mieliśmy już możliwość oglądać na ekranie (szkoda, że reżyser nie poszedł na całość dając swym bohaterom cechy niekonwencjonalne). Jednak nie odczuwamy tego zbyt mocno. Aktorzy nadają postaciom charakteru i osobowości. Niestety zdarzają się w filmie sytuacje, spowodowane scenariuszowymi lukami, które blokują aktorów i banalizują wydarzenia. Gryzą się też z resztą niektóre dialogi, bardzo odrealnione, zbyt „romantyczne”. 

Największą bolączką obrazu Rossa jest bardzo nie równy scenariusz. Chwilami ociera się o dzieło inteligentne i nowoczesne, niestety w najmniej odpowiednim momencie wprowadzone zostanie najbanalniejsze z możliwych rozwiązań. Widz, dla którego „28 pokoi hotelowych” nie będzie pierwszym zderzeniem z kinem tego typu przewidzi większość następujących wydarzeń, nawet wypowie słowa przed bohaterami.
To co miało być proste okazało się skomplikowane i trudne do przedstawienia. Chociaż nie ogląda się tego z ciągłą fascynacją i ekscytacją to nie można odmówić filmowi naprawdę dobrych momentów oraz dobrego klimatu. To mogę uznać za najsilniejszą stronę „28 pokoi hotelowych”. Poczucie zamknięcia i duszności. W jednej ze scen bohaterowie wychodzą kompletnie nadzy na balkon, pogoda jest wietrzna. A my niemal czujemy ten chłód na naszych twarzach. Czujemy, że bardzo go potrzebowaliśmy. 

- Łukasz Kowalski




1 komentarz:

  1. Trudne, aczkolwiek czy autorzy nie wywiązali się z tego "dość dobrze"? W końcu realizacja aż taka zła nie była!

    OdpowiedzUsuń