Chciwy Gekko powraca
„Wall
Street: Pieniądz nie śpi” otwiera piękna panorama rozległego Manhattanu,
biznesowego królestwa, ekonomicznego centrum świata. Genialne sekwencje,
wciągające widzów w świat drogich garniturów, wysokiej jakości biżuterii,
sukienek z najdroższych tkanin, szybkich, luksusowych samochodów. Widzimy
bankiety pełne przepychu, najdroższe meble i piękne apartamenty. Kasa przepływa
ludziom z rąk do rąk, sumy opiewające na wiele miliardów dolarów. Wszyscy
dobrze się bawią i pławią w luksusie.
Oliver
Stone, reżyser „Wall Street: Pieniądz nie śpi”, przedstawia nam świat zarazem
odpychający, jak i pociągający. Poprzez dzielenie obrazu na dwie, trzy, czy
cztery części upodabnia film do biznesowych specjalistycznych kanałów
telewizyjnych. Serwuje widzom fenomenalne metaforyczne sceny: ukazywanie zmian
wykresów giełdowych poprzez układ iglic drapaczy chmur, czy jakże wymowne,
przewracające się słupki domina. Idealnie dobrane efekty dźwiękowe,
przepływające przez ekran ciągi cyfr, profesjonalny język używany przez bohaterów.
To wszystko, połączone w bardzo dynamicznym montażu sprawia, że widz zapomina,
że właśnie siedzi w kinie. Przenosi się na Wall Street i tonie w jego ogromie.
Tonie w nim również Jake Moore (Shia LaBeouf), młody makler pracujący dla
Louisa Zabela (Frank Langella). Żyje w szczęśliwym związku z Winnie Gekko
(Carey Mulligan), córką słynnego biznesmena Gordona Gekko (Michael Douglas),
który właśnie wyszedł z więzienia. Pewnego dnia szczęśliwe życie bogaczy
przerywa upadek jednego z największych banków. To wydarzenie pociąga za sobą
następne, rozpoczynając poważny kryzys ekonomiczny. Trudne czasy przewrócą
świat Jake’a do góry nogami.
„Wall Street: Pieniądz nie śpi” jest
filmem nierównym. Oliver Stone w sposób niezwykle trafny obrazuje świat Wall
Street, miejsce życia ludzi bogatych, zarabiających z obrotu pieniędzy. Ta
rzeczywistość, w której chciwość stanowi największą z cnót, a zarabianie służy
zarabianiu, wciąga widza i poraża. To mogła być największa lekcja
moralizatorska XXI wieku, pokazująca hazardowy charakter giełdy. Niestety
wszystko psuje wątek dramatyczny i, o dziwo, postać Gordona Gekko. Stone
próbuje zasiać nadzieję w dobroć ludzkiej natury i poprzez dramatyczne losy
bohaterów stara się usprawiedliwić zachłanność maklerów. Sam Gekko, za rolę którego
Michael Douglas dostał w 1987 roku Oscara, chociaż niesamowicie drapieżny i
hipnotyzujący, ma być przykładem nawróconego chciwca, który wreszcie dojrzewa,
by zrozumieć, co w życiu jest ważne. Oczywiście nie jest to przesłanie złe,
jednak ten wątek jest na tyle nieudolny i irracjonalny, że cały film traci
wyraz. Najmocniej wypada więc postać negatywna – Breton James (Jose Bralin) –
którego upadek stanowi swego rodzaju przestrogę, a wypowiadane przez niego
kwestie na długo zapadają w pamięć.
Na pewno mocną stroną „Wall Street:
Pieniądz nie śpi” są aktorzy. Shia LaBeouf ostatecznie cementuje swoją pozycję
najlepiej zapowiadającego się wschodzącego gwiazdora Hollywood. Jest
poruszający, bliski widzom. Michael Douglas tworzy postać doskonale nam znaną z
części pierwszej. Jest drapieżny, zdradziecki, o bardzo pociągającej mocy
umysłu. Klasę potwierdza Jose Bralin, który po raz kolejny tworzy bardzo
charakterystyczną postać, nie upodabniając jednak swojego bohatera do
poprzednich, w których się wcielił. W epizodzie miło zobaczyć Franka Langellę,
Susan Sarandon i Charlie’ego Sheena.
„Wall Street: Pieniądz nie śpi” mógł
być filmem doskonałym. Niestety brak jednoznacznego zdecydowania się na analizę
problemu kryzysu i chciwości panującej na giełdzie sprawia, że obraz traci siłę
rażenia.
- Alek Kowalski