poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wall Street: Pieniądz nie śpi




Chciwy Gekko powraca
„Wall Street: Pieniądz nie śpi” otwiera piękna panorama rozległego Manhattanu, biznesowego królestwa, ekonomicznego centrum świata. Genialne sekwencje, wciągające widzów w świat drogich garniturów, wysokiej jakości biżuterii, sukienek z najdroższych tkanin, szybkich, luksusowych samochodów. Widzimy bankiety pełne przepychu, najdroższe meble i piękne apartamenty. Kasa przepływa ludziom z rąk do rąk, sumy opiewające na wiele miliardów dolarów. Wszyscy dobrze się bawią i pławią w luksusie.
Oliver Stone, reżyser „Wall Street: Pieniądz nie śpi”, przedstawia nam świat zarazem odpychający, jak i pociągający. Poprzez dzielenie obrazu na dwie, trzy, czy cztery części upodabnia film do biznesowych specjalistycznych kanałów telewizyjnych. Serwuje widzom fenomenalne metaforyczne sceny: ukazywanie zmian wykresów giełdowych poprzez układ iglic drapaczy chmur, czy jakże wymowne, przewracające się słupki domina. Idealnie dobrane efekty dźwiękowe, przepływające przez ekran ciągi cyfr, profesjonalny język używany przez bohaterów. To wszystko, połączone w bardzo dynamicznym montażu sprawia, że widz zapomina, że właśnie siedzi w kinie. Przenosi się na Wall Street i tonie w jego ogromie. Tonie w nim również Jake Moore (Shia LaBeouf), młody makler pracujący dla Louisa Zabela (Frank Langella). Żyje w szczęśliwym związku z Winnie Gekko (Carey Mulligan), córką słynnego biznesmena Gordona Gekko (Michael Douglas), który właśnie wyszedł z więzienia. Pewnego dnia szczęśliwe życie bogaczy przerywa upadek jednego z największych banków. To wydarzenie pociąga za sobą następne, rozpoczynając poważny kryzys ekonomiczny. Trudne czasy przewrócą świat Jake’a do góry nogami.


„Wall Street: Pieniądz nie śpi” jest filmem nierównym. Oliver Stone w sposób niezwykle trafny obrazuje świat Wall Street, miejsce życia ludzi bogatych, zarabiających z obrotu pieniędzy. Ta rzeczywistość, w której chciwość stanowi największą z cnót, a zarabianie służy zarabianiu, wciąga widza i poraża. To mogła być największa lekcja moralizatorska XXI wieku, pokazująca hazardowy charakter giełdy. Niestety wszystko psuje wątek dramatyczny i, o dziwo, postać Gordona Gekko. Stone próbuje zasiać nadzieję w dobroć ludzkiej natury i poprzez dramatyczne losy bohaterów stara się usprawiedliwić zachłanność maklerów. Sam Gekko, za rolę którego Michael Douglas dostał w 1987 roku Oscara, chociaż niesamowicie drapieżny i hipnotyzujący, ma być przykładem nawróconego chciwca, który wreszcie dojrzewa, by zrozumieć, co w życiu jest ważne. Oczywiście nie jest to przesłanie złe, jednak ten wątek jest na tyle nieudolny i irracjonalny, że cały film traci wyraz. Najmocniej wypada więc postać negatywna – Breton James (Jose Bralin) – którego upadek stanowi swego rodzaju przestrogę, a wypowiadane przez niego kwestie na długo zapadają w pamięć.


Na pewno mocną stroną „Wall Street: Pieniądz nie śpi” są aktorzy. Shia LaBeouf ostatecznie cementuje swoją pozycję najlepiej zapowiadającego się wschodzącego gwiazdora Hollywood. Jest poruszający, bliski widzom. Michael Douglas tworzy postać doskonale nam znaną z części pierwszej. Jest drapieżny, zdradziecki, o bardzo pociągającej mocy umysłu. Klasę potwierdza Jose Bralin, który po raz kolejny tworzy bardzo charakterystyczną postać, nie upodabniając jednak swojego bohatera do poprzednich, w których się wcielił. W epizodzie miło zobaczyć Franka Langellę, Susan Sarandon i Charlie’ego Sheena.
„Wall Street: Pieniądz nie śpi” mógł być filmem doskonałym. Niestety brak jednoznacznego zdecydowania się na analizę problemu kryzysu i chciwości panującej na giełdzie sprawia, że obraz traci siłę rażenia.


 

- Alek Kowalski




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz