Wszyscy
ludzie Spielberga
Powolne zbliżenie na
twarz, w wyrazisty sposób wyrażającą emocje, to jeden z
ulubionych i najczęściej stosowanych zabiegów przez Stevena
Spielberga. Charakterystyczny środek stanowi prosty klucz do
twórczości reżysera. Podczas gdy udowadniał swoją
wszechstronność, tworząc dzieła ważne w wielu różnych
gatunkach, czy to w przypadku biograficznego fresku „Lincoln”,
czy też widowiska science fiction „Wojna światów”, w centrum
uwagi zawsze pozostawał bohater.
Twarz
nie stała się obiektem zainteresowań filmowców dopiero z
pojawieniem się Spielberga. Znana jest wypowiedź Johna Forda, który
nazwał ludzkie oblicze najciekawszą i najbardziej ekscytującą
rzeczą na świecie. Jednak to Spielberg ze zbliżenia twarzy robi
swoją wizytówkę, wykorzystując je do dyrygowania emocjami widza i
budowania napięcia.
Twarze Spielberga
W
„Szczękach” (1975) zbliżenie połączone z efektem vertigo
stanowi kulminację mistrzowsko budowanego napięcia, w „Bliskich
spotkaniach trzeciego stopnia” (1977) podtrzymuje zaciekawienie
widza, a w „Parku Jurajskim” (1993) wzmaga oczekiwanie, ale także
pogłębia zachwyt wywołany perfekcyjną rekonstrukcją
prehistorycznych stworzeń. W „Terminalu” (2004) skutecznie
manipuluje widzem, stosując wizualny szantaż emocjonalny. Gdy
bohater grany przez Toma Hanksa rozpaczliwie wzywa pomocy na
lotnisku, a nikt nie decyduje się mu pomóc, Spielberg poczynając
od zbliżenia zmartwionej twarzy oddala kamerę, a postać dosłownie
ginie w tłumie, stopniowo ustępując miejsca w kadrze. W
„Monachium” (2005) reżyser niebezpiecznie stąpa po granicy
dobrego smaku, po raz pierwszy i ostatni w karierze skupiając się
na twarzy bohatera w trakcie sceny erotycznej. W momencie seksualnej
bliskości reżyser zauważa szansę na erupcję emocji głównego
bohatera, którego przerażone oczy, wychudzone policzki i opadające
na czoło przepocone włosy, połączone w montażowej sekwencji z
retrospekcją zamachu ukazują nie tylko traumę, ale moralne
złamanie.
Od
początku kariery reżyser zdawał się rozumieć moc twarzy, ale z
czasem zabieg ten w rękach amerykańskiego twórcy ewoluował i
przejmował kolejne zadania. Tak jak w przypadku klamry sceny
lądowania alianckich oddziałów na plaży Omaha, która otwiera
„Szeregowca Ryana” (1998). Tom Hanks na bliskim planie i powolny
odjazd kamery, wprowadzający kolejnych żołnierzy nie tylko
idealnie spełnia rolę ekspozycji, ale też w subtelny sposób
sygnalizuje charakter całej produkcji. Pomimo tematyki wielkiego
konfliktu Spielberg skupia się na bohaterach zamieszanych w
ogólnoświatową burzę i to człowiek, a nie polityka interesuje
reżysera najbardziej. Podobnie w „Wojnie światów” (2005),
gdzie inwazja obcych znajduje wyraz w twarzy Dakoty Fanning. Wraz z
postępem interplanetarnego konfliktu z oblicza dziewczynki znika
dziecięca niewinność, ustępując
traumie i zmęczeniu.
Spielberga bardziej interesuje kto patrzy, jak reaguje i co czuje,
niż to, co widzi.
Bohater Spielberga
We
wszystkich filmach reżyser udowadniał, że najważniejszym ogniwem
opowieści jest główna postać. W bogatym zestawieniu bohaterów
Spielberga powtarzają się pewne stałe cechy, pragnienia i
wartości. Autor wydaje się w sposób szczególny cenić rodzinę,
zauważa ludzką potrzebę drugiej osoby. W „Wojnie światów”
nie śledzi zagłady ludzkości, ale walkę ojca o bezpieczeństwo
swoich dzieci, w „Kolorze purpury” (1985) czarnoskóre siostry
marzą o ponownym spotkaniu. U Spielberga nawet android przez całe
swoje istnienie pragnie jedynie miłości matki („A.I. Sztuczna
Inteligencja” 2001), a Piotruś Pan nie jest chłopcem, lecz ojcem
trójki dzieci, które stara się ściągnąć z powrotem do domu
(„Hook” 1991).
Dla
bohaterów Spielberga największą wartością jest ich dom. Jak
tytułowy „E.T.” (1982) marzą o powrocie do odległego domu lub
jak Avner z „Monachium” gotowi są na poświęcenie, aby go
bronić. W „Szeregowcu Ryanie” reżyser kontrastuje piekło wojny
z ciepłem domowego ogniska, w jednej z nielicznych scen o wyraźnie
przyjemniejszym nastroju, gdy kapitan Miller ucina sobie pogawędkę
z Ryanem, wspominając hamak i żonę, przycinającą róże w
ogrodzie.
Próżno
szukać na pierwszym planie postaci złych. Czarne charaktery są
tłem, jak różni przeciwnicy i rywale Indiany Jones'a, kryją się
pod pozbawioną wyrazistego przedstawiciela masą, jak naziści w
„Szeregowcu Ryanie” i kosmici w „Wojnie światów”, a czasami
pozostają niemal zupełnie anonimowi jak kierowca ciężarówki z
„Pojedynku na szosie” (1971), którego tożsamość do samego
końca nie zostaje ujawniona. W bogatej filmografii Spielberga
spośród negatywnych postaci jedynie Kapitan Hak („Hook” 1991) i
Amon Goeth („Lista Schindlera” 1993) potrafili wybić się na
pierwszy plan, chociaż ich obecność i tak przede wszystkim służyła
dookreśleniu głównego charakteru.
Spielberg
lubi czuć się związany z bohaterem swojej opowieści. Wyznają oni
podobne do niego zasady i potrzeby, cechują się takim samym
kręgosłupem moralnym. Nawet opowiadając o przestępcach – parze
uciekinierów w „Sugarland Express” (1974) i oszuście Franku
Abagnale w „Złap mnie, jeśli potrafisz” (2002) – doszukuje
się w nich dobra i przedstawia jako zagubione, ale nie złe postaci.
Tata Steven
Nieobojętny
stosunek do bohaterów wydaje się potwierdzać przykład „Bliskich
spotkań trzeciego stopnia”, w którym Spielberg widzi swój
największy pojedynczy błąd w dotychczasowej karierze. Bardzo
żałuje, że wraz z postępowaniem fabuły główny bohater
zaniedbuje swoją rodzinę i na samym końcu ją opuszcza. „Nie
zrobiłbym Bliskich
spotkań w
taki sam sposób jak w '77, ponieważ mam obecnie rodzinę, której
bym nigdy nie opuścił” - mówił w wywiadzie w 2005 roku. Dowodzi
to niesamowitej więzi między reżyserem, a bohaterami jego filmów.
Nie tylko nie jest mu obojętny ich los, ale wręcz zależy mu na
szczęśliwym zwieńczeniu ich opowieści.
Bohaterów nie zawsze spotyka absolutny happy end, jednak Spielberg
zazwyczaj nie pozwala im odchodzić niespełnionym. W „Lincolnie”
(2012) pomimo śmierci tytułowego prezydenta trudno mówić o
nieszczęśliwym finale. Abraham Lincoln jest w tej epickiej
biografii sędziwym, zadowolonym ze swojego życia przywódcą
narodu, który niedługo przed śmiercią realizuje swoje
najważniejsze postanowienia – znosi niewolnictwo i doprowadza do
zakończenia wojny secesyjnej. Z kolei pierwszoplanowemu kapitanowi
Millerowi z „Szeregowca Ryana” nie udaje się wrócić do rodziny
i do domu, lecz umiera spełniony – nie tylko wykonuje powierzone
mu zadanie odnalezienia szeregowca, ale w obliczu śmierci jest
przekonany, że oddał życie za człowieka, który tej ofiary nie
zmarnuje.
Zdarza się, że ta swoista relacja autora z wykreowaną postacią
okazuje się zgubna dla samego filmu. Tak było w przypadku
pesymistycznego „A.I. Sztuczna Inteligencja”, w którym Spielberg
nie potrafi zostawić dziecięcego androida na wieczność samego,
uwięzionego pod powierzchnią wody bez ziszczenia marzeń o
matczynej miłości. Reżyser dodaje wyraźnie gryzący się z aurą
produkcji epilog, w którym setki lat po wyginięciu ludzi bliżej
nieznane istoty pozaziemskie tworzą androidowi iluzję spotkania z
matką. Finał pozostawia niesmak i kłóci się z poprzedzającą
happy end pesymistyczną wizją odhumanizowanej przyszłości.
W tym kontekście pesymistyczne „Monachium” staje się jeszcze
mocniejsze. Finał nie tylko pozostawia bohatera niespełnionym, ale
wręcz złamanym. W finale znerwicowany i niespokojny Avner spotyka
się ze swoim przełożonym Ephraimem i pyta o zasadność swoich
działań. Po emocjonalnej rozmowie proponuje mu kolację i
tradycyjne „przełamanie się chlebem”. Odrzucenie gościnnego
gestu Avnera ma szczególne znaczenie. Ephraim w ten sposób wyraża
pogardę, odrzuca niedawnego współpracownika, nie chcąc dzielić
się chlebem z mordercą. Spielberg świadomie prowadzi swoją postać
prosto do jądra ciemności, podkreślając przy tym zgubną naturę
zemsty.
Steven Spielberg jako reżyser przypomina nastoletniego Jamie'ego
Grahama, głównego bohatera „Imperium słońca” (1987). Gdy
udaje mu się zobaczyć samoloty – obiekt swojej fascynacji -
chłopiec skacze, krzyczy z zachwytu i macha rękoma. Podobnie
zachowuje się Spielberg kręcąc kolejne filmy. Jest zaangażowany,
niezdolny do wyrachowanego traktowania stworzonej opowieści,
niezmiennie pełen pasji i gorącego serca. Mimo upływu lat nie
zobojętniał, wciąż ma coś do powiedzenia, wciąż zależy mu na
losach bohaterów swoich filmów. Nadal jest wierny swoim wykreowanym
dzieciom.
- Alek Kowalski
To teraz każdy może "zabawić" się w Spielberga i wygrać 10 000 zł. Widzieliście nowy konkurs Guinnessa ? Co o nim sądzicie? Kręcimy coś? :)
OdpowiedzUsuńhttps://apps.facebook.com/guinness-video/#_=_