To tylko kolejna komedia romantyczna
Podobno twórcy filmu „To tylko sex” są bardzo zawiedzeni słabymi wynikami finansowymi swojego dzieła. Właściwie trudno się dziwić, bo do filmu zaproszono gwiazdorską obsadę, a komedia romantyczna, typ który „To tylko sex” reprezentuje, przeżywa ostatnio drugą młodość. A jednak nieudało się.
Słabe wyniki komercyjne bardzo łatwo wytłumaczyć. Termin premiery jest zadziwiająco nieprzemyślany. Komedia o przyjaciołach, którzy postanowili bez emocji zabrać się za sex nie jest niczym nowym, ostatnio to wręcz temat oklepany. Najpierw zaserwowano nam historię o parze, która przez sex postanawia zatuszować swoje obawy, co do prawdziwego związku w „Miłość i inne używki”. Natomiast „Sex story” z Portman i Kutcherem wydaje się być wręcz pierwowzorem filmu „To tylko sex”. Pojawia się więc pytanie, po co znowu serwować to samo.
Zmęczenie materiału tłumaczy słaby wynik finansowy, ale nie wyjaśnia dlaczego film jest średni. Mimo wcześniejszego użycia tematu, ani „Miłość i inne używki”, ani „Sex story” nie są filami wybitnymi. Broniły się jednak. Pierwszy miał bardzo dobrą obsadę z Jake’iem Gyllenhaalem i Anne Hathaway naczelne (oboje nominowani do Złotego Globa), drugi ciekawe załamanie schematu i, oczywiście, uroczą Natalie Portman. Co z tego, że drugi plan był średni w „Sex story”, a twórcy „Miłość i inne używki” nie wiedzieli dokładnie, czy robią komedię czy dramat. Problem w tym, że w „To tylko sex” nie ma tych pozytywnych cech, ale ma wszystkie zarzuty, która posiadają wymienione filmy.
Zacznijmy od głównej pary aktorów. Justin Timberlake przekonał mnie do siebie jako aktora (bo muzykiem jest dla mnie jednym z najlepszych na obecnej scenie piosenkarzy już od dawna) po swoim wyjątkowo udanym występie w „The Social Network”. Tu niestety wyszło dużo gorzej. Timberlake daje się zaakceptować jedynie wtedy, kiedy nie próbuje być śmieszny. A w komedii to dosyć spory problem. Okazuje się, że nawet w komedii romantycznej występ nie jest taki łatwy. Na szczęście Justinowi partneruje Mila Kunis. Aktorka, która jeszcze parę miesięcy temu błyszczała w „Czarnym łabędziu” pokazała zdolności komiczne. Poza tym jest urodziwą dziewczyną cieszącą męskie oczy.
Pomieszanie dramatyzmu z i tak słabym humorem bardzo zaniża poziom filmu. Nie wiem, po co włączono wątek ciężko chorego ojca głównego bohatera, do tego mamy porzuconą matkę z dzieckiem i tłumioną nienawiść do wyrodnej matki. Po co? Można robić oczywiście gorzkie komedie z wątkiem dramatyzmu, ale wtedy scenariusz musi być przemyślany i nie uciekać w banały. Film kładzie również drugi plan. Przyjaciel gej, czy mały dzieciak próbujący bawić się w magię i na dodatek szalona matka głównej bohaterki to tylko płytkie postaci budujące schematyczne i mało śmieszne żarty. Same gagi też zabawne są tylko wtedy, kiedy sceną zawłada Kunis, takich jest na szczęście całkiem sporo, ale kultowych tekstów tu nie usłyszymy. Najlepsze są ironiczne dialogi dotyczące George’a Clooneya i Katherin Heigl (królowa dzisiejszych komedii romantycznych).
Całkiem niegłupi pomysł został kiepsko wykonany, co spowodowało przeciętną, klasyczną komedią romantyczną, czyli dużo wazeliny a mało żartu. Ani specjalnie romantycznie, ani specjalnie śmiesznie. Wymówką też nie może być tłumaczenie, że tak już jest z komediami romantycznymi, bo i ten typ kina nie raz potrafił pozytywnie zaskoczyć. Niestety nie tym razem.
- Łukasz Kowalski