Nagroda OBF2012: plakat Nominacje OBF2012: scenariusz, scenografia |
Nigdy nie uważałem Woody’ego Allena za artystę. Jego filmy, w gruncie rzeczy, wydawały się mieć na celu raczej kreowanie wizerunku samego reżysera niż przekazywanie jakiejś konkretnej myśli. Jednak po „O północy w Paryżu” jestem skłonny wierzyć, że coś w głowie tego Piotrusia Pana się zmieniło, a być może nawet na starość zaczął dojrzewać.
Nowojorczyk rozpoczyna film od turystycznej „reklamówki” Paryża. W rytm klimatycznej, jazzowej muzyki, przewijają się przez obraz kolejne kadry najładniejszych miejsc w stolicy Francji. Po chwili poznajemy pisarza Gila Pendera (Owen Wilson), który poszukuje inspiracji u boku z narzeczoną Inez (Rachel McAdams). Przechadzając się uliczkami, marzy o Paryżu lat 20’ ubiegłego wieku, gdy stolica Francji przyciągała wielkich artystów z całego świata. Pewnego dnia marzenie Gila się spełnia. Luisowi Bunuelowi podsuwa pomysł na jego późniejszy film. Gertruda Stein czyta jego próbną powieść. W epizodzie Salvador Dali (świetny występ Adriena Brody’ego) widzi świat nosorożcami i pasjonuje się językiem francuskim. Gil poznaje również Pablo Picasso i jego kochankę Adrianę (nagrodzona nagrodą OBF Marion Cotillard), żyjącą marzeniem o powrocie do belle epoque.
Allen w bardzo czytelny sposób dochodzi do dość oczywistego wniosku – ludzką cechą jest niezadowolenie
z charakteru własnych czasów i tęsknota, sentyment do przeszłości. Niestety reżyser irytuje, wpisując przesłanie w wypowiedź Gila. Wydaje się nie wierzyć w inteligencję widza, czy też w wyrazistość i moc fabularną filmu. Nowojorczyk w o wiele bardziej subtelny sposób rozprawia nad sztuką i charakterze artysty. Wykorzystuje motyw podróży w czasie by udowodnić, że artyści mają wspólną, ponadczasową mentalność i duszę. Łączy ich sztuka i swoisty mesjanizm. Właśnie dlatego Gil tak łatwo znajduje wspólny język z artystami z początku poprzedniego stulecia.
Dużą zaletą „O północy w Paryżu” są aktorzy. Świetni są aktorzy epizodyczni z Adrienem Brodym na czele. Jednak pierwsze skrzypce gra zaskakująco znakomity Owen Wilson w roli Gila – alter ego samego Allena. Łączy w sobie odpychający egocentryzm oraz pseudointelektualizm Woody’ego ze swoim buntowniczym wyglądem. Tworzy obraz dość specyficznego egocentryka z ludzką twarzą. Nie szarżuje – jak Allen w „Annie Hall” – dzięki czemu jego postać jest bardziej znośna i sympatyczna. Zapada w pamięć również Michael Sheen w roli bufonowatego Paula i Marion Cotillard jako urocza uwodzicielka. Warto również zwrócić uwagę na świetny plakat nawiązujący do twórczości Van Gogha.
Wydaje się, że starzenie Woody’emu Allenowi naprawdę wychodzi na dobre. Wraz z delikatniejszym spojrzeniem na świat przyszedł czas na nutkę refleksji. Właśnie dlatego „O północy w Paryżu” to mój ulubiony film tego przecenianego reżysera.
- Alek Kowalski
czytam już czwartą pozytywna recenzję tego filmu, chyba muszę wybrać się do kina, ale jakoś zawsze nie po drodze ;))
OdpowiedzUsuń"O północy w Paryżu" ma tyle samo pozytywnych recenzji co "Kocha, lubi, szanuje" - Oba filmy są nadzwyczaj interesujące, szczególnie "Kocha, lubi, szanuje". Wkrótce moja recenzja tego filmu się pojawi, póki co polecam recenzje brata :)
OdpowiedzUsuńPozdr
Alek
Cóż, nie jestem fanką Woody'ego Allena, te kilka filmów które oglądałam, nie podbiły mojego serca, tym bardziej byłam nieco negatywnie nastawiona co do tego filmu. Jednak skoro recenzja jest tak pozytywna, może przełamię barierę i obejrzę ten film, zwłaszcza, że na czele obsady jest nie kto inny jak mój ulubiony Owen Wilson, dla niego mogę się poświęcić :)
OdpowiedzUsuńLB
Właśnie też jakoś lubię Wilsona, nie wiem dlaczego wszyscy na niego tak naksakują. Zdolny, ale trochę niepoukładany aktor.
OdpowiedzUsuńPozdr
Alek