niedziela, 13 maja 2012

Avengers 3D

 W grupie raźniej
http://pl-obf.blogspot.com/p/blog-page.html„Avatar” Jamesa Camerona z 2009 pokazał jedną bardzo ważną rzecz. Nieważne jakie zastosujesz tricki techniczne, czy użyjesz 3D czy nawet 9D to i tak nie pociągniesz filmu bez porywającej i wciągającej fabuły. „Avengers” niestety czasami niebezpiecznie się o to ociera, na szczęście tylko czasami, bo generalnie wychodzą z pojedynku obronną ręką.
Bardzo, ale to bardzo czekałem na film łączący wszystkich bohaterów Marvela. Obiecujące wiele zwiastuny tylko podgrzewały moją podnietę.  Gdzieś po drodze zapomniałem zupełnie, że poszczególne filmy były dosyć różne. „Iron Man” był bardzo udaną produkcją, „Thor” miał swój urok, ale już „Kapitan Ameryka” był dosyć średnią kompozycją, do tego dochodzi zupełnie nowy Hulk (Mark Ruffalo) i drugoplanowa Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) z drugiej (podobno gorszej) części „Iron Mana”. Trzeba jeszcze dodać Hawkeye’a (Jeremy Renner) ze swoimi strzałami, który również debiutuje w „Avengersach”. Powinienem jeszcze wspomnieć, że każdy film miał innego reżysera z innym konceptem na swoją produkcję. Dlatego trudno było się czegokolwiek spodziewać po dziele Whedona.
Przed seansem faktycznie powinno się nadrobić powstałe już części o bohaterach z Marvela. Pojawiający się czarny charakter, który zmusza Nicka Fury (Samuel L. Jackson) do powołania grupy Avangersów, to Loki (Tom Hiddleston), brat Thora ( Chris Hemsworth), którego losy i pobudki przejścia na ciemną stronę mocy poznaliśmy właśnie w filmie o nordyckim herosie rok temu. Osoba, która zupełnie nic nie wie o wcześniejszych historiach będzie miała spory problem w połapaniu się, o co chodzi.
Ale powiedzmy sobie szczerze, nie fabuła gra tu najważniejszą rolę. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Czy nie to jest głównym założeniem? Fabuła (niestety?) zajmuje raczej drugorzędną pozycję. Czasami widać to bardzo wyraźnie, scenki fabularne, rozmowy bohaterów, wydają się być wepchane na siłę, by jedynie zapowiedzieć kolejną rozróbę. Ale same pojedynki robią spore wrażenie. Szczególnie ostateczna scena walki, dosyć długa sekwencja, sprawia, że szczena opada. Dobrze, że scenarzyści zrezygnowali też z dramatycznych i wzruszających zabaw. Są tu oczywiście i takie momentami, ale na szczęście jest ich stosunkowo mało.
Film daje dużo radości widzowi pełnym arsenałem efektów specjalnych. Szkoda, że twórcy poszli o krok dalej (wstecz?) i postanowili skorzystać z 3D, które jest nie tylko niepotrzebne, ale nawet powiedziałbym słabe. Na użycie trzeciego wymiaru trzeba mieć pomysł, nie wystarczy po prostu podłożyć płaskiego obrazu pod 3D i być z siebie zadowolonym. Poza tym cały czas uważam, że jest to bardzo niewygodny wynalazek dla kinowej widowni. Moje oczy z trudem znoszą te niewygodne okulary, a wyższą cenę płacę za gorszej (jak dla mnie) jakości obraz. Na szczęście Nolan w zbliżającej się wielkimi krokami ostatniej odsłonie części przygód Batmana nie skorzystał z trójwymiaru.
Zaletą filmu są zdecydowanie bohaterowie, czyli tytułowi Avengersi. Nawet Kapitan Ameryka (Chris Evans) stał się jakiś taki bardziej cool. Wszystko dzięki temu, że twórcy postanowili iść  w stronę filmowych przygód Iron Mana, czyli postawili na dużą dawkę humoru. Faktycznie jest zabawnie, choć nie zabrakło słabych i mało śmiesznych tekstów. Czasami też można poczuć lekkie przesycenie rzucanymi bez końca joke’ami.
Bohaterowie bronią się też swoją sporą dozą indywidualności. Każdy jest inny, każdy ma jakieś swoje prywatne pobudki i historie. W dużej mierze wynika to z wcześniejszych filmów, tworzących teraz jedną, spójną całość. Mimo wszystko można ich dosyć łatwo sklasyfikować i przyznać konkretną rolę jaką mają odegrać w zespole.
Dosyć blado na tle superbohaterów wypada nijaki czarny charakter. To było dla mnie największym zaskoczeniem (oczywiście bardzo negatywnym). Loki jakiego pamiętam z „Thora” był oczywiście parszywą kanalią, ale do tego przebiegłą i sprytną. Postać dosyć tragiczna, którą na złą drogę sprowadza najzwyklejszy brak zrozumienia i przyćmiewająca siła brata. Tu mamy jakiegoś zblazowanego chłystka, który działa bezmyślnie i bardziej bawi niż budzi grozę. Jest taki po części winą tego, że i jego nie oszczędziły żarty napisane przez scenarzystów. U niego zupełnie się to poczucie humoru jednak nie sprawdza. Wielka szkoda, że tak zignorowano i w sumie popsuto tak ciekawą postać, jaką był Loki.
Zabawa w superbohaterów trwa w najlepsze i nic nie zapowiada zbliżającego się końca imprezy. W Marvelu już trwają prężne prace nad scenariuszem do „Avengers 2”, a po drodze czekają nas jeszcze druga część „Thora” i trzecia odsłona przygód człowieka w żelaznej zbroi. Prawdopodobnie powstanie też oddzielne dzieło opowiadające o przygodach agentki Nataszy Romanowej, choć coś mi mówi, że zostanie ona połączona z Hawkeye’em. Nie można zapominać o bohaterach z innej bajki, czyli Spidermanie po liftingu i chyba najbardziej oczekiwanym Batmanie.
„Avengers” sprawdza się w swoim gatunku znakomicie. Jest to rozrywka na wysokim, acz mało ambitnym poziomie. Joss Whedon pod długimi pelerynami i kostiumami swych bohaterów nie przemyca żadnej ambitniejszej treści, a każda najmniejsza próba wzbogacenia efektów specjalnych o treść kończy się niewypałem. Film Whedona przypomniał mi jak ciężką robotę odwalił Christopher Nolan w drugiej części filmów o człowieku nietoperzu, gdzie jednak jakieś „prawdy życiowe” udało mu się zawrzeć. „Avengers” to tylko i zarazem aż wielka jedna akcja.

- Łukasz Kowalski

5 komentarzy:

  1. Poprawka: Hawkeye pojawia się pierwszy raz w "Thorze", choć łatwo go przegapić, jeśli się nie wie, gdzie patrzeć. :D

    Ogólnie zgadzam się z recenzją, zwłaszcza z krzywdą, którą wyrządzono postaci Lokiego, spłycając go niepomiernie. Trochę inne odczucia mam co do momentów dramatycznych, uważam, że przynajmniej jeden, ten kluczowy, popychający Avengersów do akcji, mógłby być lepszy, ale resztę (np. napięcie między Lokim a Thorem) potraktowano po łebkach. Ale coś trzeba było poświęcić na rzecz bohatera zbiorowego. Rozpierducha na koniec fajna, ale chyba lepsza była w trzecich "Transformersach".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak wiem, dostałem już parę wiadomości o mojej pomyłce co do Hawkeya, faktycznie musiałem go po prostu przegapić, nie była to jednak chyba znacząca postać w "Thorze".
    Co do "Transformersów" to widziałem tylko 2 część i "rozpiedrucha" podobała mi się jednak w "Avengersach".
    Łukasz

    OdpowiedzUsuń
  3. Czymże byłby ten film, bez cudownych komentarzy osoby siedzącej 3 miejsca od Ciebie? W grupie raźniej, to prawda :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera!! Napisałem taki ładny komentarz, już miałem go umieszczać i... skasował się! :((((
    No nic - próba oddtworzenia.

    Co tu dużo mówić: prawdę powiadasz! ;)

    Zestawienie bohaterów wypadło wyjątkowo ciekawie, właśnie dlatego, że to różnorodne charaktery i wyraźnie było to widoczne w wielu scenach obrazu. Ich wzajemne potyczki (nie tylko słowne), wypadły dzięki temu intrygująco i oglądało się je z satysfakcją. :)

    Szczególnie czekam teraz na "Thora 2", gdyż sądzę, że wiele się w nim będzie działo. Proces Lokiego i pojawienie się Red Skulla (w końcu po coś Teserakt go przeniósł do innego świata w "Kapitanie Ameryce", nie?), to ciekawy początek dla nowej historii. :)

    Jeśli zaś chodzi o film o Czarnej Wdowie i jego ewentualnie połączenie z opowieścią Hawkeye'a, to wydaje mi się to interesującym pomysłem. Tych dwoje dobrze wypadało razem na ekranie, a zalążek ich historii również stanowiłby ciekawą podstawę dla filmu. Szpieg do wynajęcia oraz agent organizacji, który próbuje ją zlikwidować, by później zaoferować jej pomoc i współpracę. Sądzę, że ten pomysł ma potencjał.

    Napisałbym więcej, ale w sumie już to u siebie zrobiłem. ;) Powiem jedynie, że fajnie czytało się tekst i że cieszy mnie fakt, że Ty też tak pozytywie odebrałeś ten film.

    PS. Sorry za styl wpisu, pierwotny był chyba nieco lepszy. ;)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój ulubiony. Oglądałem go chyba z 10 razy

    OdpowiedzUsuń