Wataha
po raz ostatni
„Kac Vegas 3” zamiast
wieńczyć trylogię charakterystyczną dla serii konwencją, obiera
zgoła inny kierunek. Tym razem nie będziemy wspólnie z watahą
przeżywać gigantycznego kaca, lecz udamy się w podróż –
niejako kończącą dojrzewanie ekipy imprezowiczów, zanurzając się
w konwencji kina sensacyjnego. Punktem wyjściowym ostatniej części
komediowej serii Todda Philipsa jest śmierć Sida Garnera (Jeffrey
Tambor), ojca Alana (Zach Galifianakis). Przyjaciele brodatego
„bobasa” z dużą nadwagą, na czele ze Stu (Ed Helms), Philem
(Bradley Cooper) i Dougiem (Justin Bartha), postanawiają
zainterweniować i namówić go do wprowadzenia zmian do swojego
życia. Nieoczekiwanie ich drogi krzyżują się gdzieś na pustyni z
niejakim Marshallem (John Goodman), gangsterem, który przed laty
został okradziony przez Pana Chow (Ken Jeong). Wataha dostaje za
zadanie odnaleźć małego Chińczyka. Jeśli im się nie uda –
wiecznie nieobecny w tej serii na ekranie Doug zginie.
Przede wszystkim na
uznanie zasługuje sam fakt podjęcia decyzji o zmianie charakteru
finalnej części względem dwu poprzednich. Po „Kac Vegas w
Bangkoku” dominowały głosy znudzenia, zarzucające twórcom
odcinanie kuponów, scenariuszową kalkę rewelacyjnej części
pierwszej. W „Kac Vegas 3” reżyser z powodzeniem naśmiewa się
z „epickości” wielkich finałów kinowych serii. Już
otwierająca sekwencja, w której widzimy biegnącego w zwolnionym
tempie naczelnika więzienia przy akompaniamencie muzyki poważnej
idealnie wyśmiewa „ostateczność” i „wszechobecną swoistą
apokaliptyczną aurę” filmów typu „Mroczny Rycerz Powstaje”,
czy „Harry Potter i Insygnia Śmierci cz. 2”. Pseudo heroiczne
wyczyny watahy, inscenizowane na wzór kina akcji idealnie ciągną
ten żart prawie do samego końca. Dobrą stroną „Kac Vegas 3”
są po raz kolejny postaci.
Mniej błyskotliwy niż w pierwszej
części jest niezmiennie gruby i brodaty Alan w wykonaniu
Galifianakisa, jednak pomimo różnego poziomu związanych z jego
postacią gagów i tekstów zapada w pamięć raczej wciąż
pozytywnie. Niespodziewanie najlepiej ogląda się na ekranie Phila i
Stu, którzy nie są typowo komediowymi postaciami, ale mają
zdecydowanie najśmieszniejsze kwestie. Kompletnym rozczarowaniem
okazuje się nadmiernie eksploatowany Chow. Jego postać była
śmieszna wyłącznie w części pierwszej, ponieważ od początku do
końca wiązała się z totalnym absurdem. W „Kac Vegas 3”
Chińczyk bezustannie bluzga na lewo i prawo, jest nieobliczalny, ale
mimo wszystko – nieśmieszny.
Paradoksalnie do samego
końca seansu „Kac Vegas 3” ciągnie się bez tego, co do tej
pory seria serwowała. Jest Kac, a nie ma kaca. Philips porzuca
imprezowy charakter części poprzednich i tworzy komedię
sensacyjną. Okazuje się to niezłym pomysłem, szczególnie w
momentach wyśmiewania konwencji. I mimo że momentami wydaje się,
że twórcom zabrakło pomysłów, konsekwencji, zdecydowania, a film
traci czasami tempo i zadziorny charakter to „Kac Vegas 3” i tak
zapamiętam jako niezłą komedię, w sam raz na raz.
Chcielibyśmy podziękować za możliwość obejrzenia filmu firmie Warner Bros. Polska.
- Alek Kowalski
Nie do końca sie zgadzam ponieważ najwiekszym świrem całej trylogii z cała pewnością jest chao psychiczny azjata z całym wachlarzem nastrojów który dodał jako jedyny smaczku temu kiczowatemu vegas bez kaca. Zamiast komedii i usmiechu na twarzach dzieki której dwie poprzednie czesci nas przyzwyczaiły ten odcinek zyskał miano sensacji z nutką wymuszonego smiechu.
OdpowiedzUsuń