sobota, 15 lutego 2014

Ona




  Samotność przyszłości
„Ona” Spike'a Jonze'a, „kusząca” propozycja polskich dystrybutorów na walentynki pod wieloma względami przypomina obsypane nagrodami „Między słowami” Sofii Coppoli. Oba tytuły łączy nie tylko udział Scarlett Johansson, ale i – wbrew promocyjnej kampanii – tematyka samotności w nowoczesnym świecie. W przypadku obrazu Coppoli bohaterowie poruszają się po azjatyckiej metropolii z początku XXI wieku, u Jonze'a zatłoczoną samotnię stanowi miasto nieodległej przyszłości.
Przyszłość w „Ona” nie jest wymyślna, nie pasuje do typowego wyobrażenia futurystycznej rzeczywistości, raczej obrazuje ewolucję dnia dzisiejszego. Ludzie siedzą zamknięci w sterylnych mieszkaniach, jeszcze bardziej pochłonięci przez wszechobecną technologię. Wszystkie zmiany wydają się jednak w pełni naturalne i zupełnie nieodległe – sterowanie komputerem za pomocą głosu, szersze zastosowanie dotykowych ekranów, o wiele bardziej interaktywne gry na konsole i przede wszystkim – coraz bardziej ograniczone relacje międzyludzkie. Tę rzeczywistość poznajemy obserwując Theodore'a (Joaquin Phoenix), raczej cichego i spokojnego samotnego mężczyznę, który zastanawiając się nad podpisaniem papierów rozwodowych codziennie udaje się do pracy, gdzie pisze miłosne listy na zlecenie. Mieszka sam w eleganckim apartamencie i tęskni. Trochę za żoną (Rooney Mara), trochę za seksem, ale przede wszystkim za kimś, dla kogo byłby ważny. Gdy dowiaduje się o systemie z nową najwyższej jakości sztuczną inteligencją, postanawia go wypróbować. Bardzo rozbudowany system od razu pochłania użytkownika, fascynując Theodore'a swoją złożonością, ciekawością świata, inteligencją, a przede wszystkim podobieństwem do człowieka i złudnym zrozumieniem.
Jonze nie udaje, że Theodore'a z systemem operacyjnym o imieniu Samantha (Scarlett Johansson) łączy miłość. Komputer od początku, od samej instalacji podporządkowuje się właścicielowi, wyczuwając jego charakter, sposób mówienia, oczekiwania. System sam tworzy się jako odpowiedź na emocjonalne potrzeby Theodore'a, dla którego związek z komputerem okazuje się niezwykle wygodny. Nie ma zobowiązań, zawsze może liczyć na docenienie, wysłuchanie, pomoc, wsparcie, a nawet zaspokajanie potrzeb seksualnych. Z drugiej strony obserwujemy Theodore'a pośród kobiet – prawdziwych, z krwi i kości. Jego żona czuje się skrzywdzona, narzeka na brak zaangażowania i słaby charakter męża, podczas gdy bohater wciąż powraca w myślach do przeszłości małżeństwa – wyidealizowanego, obdartego z codziennych powinności, trudów, ograniczonego do wyobrażenia nastolatków. Kobieta, którą poznaje na randce w ciemno wydaje się mu atrakcyjna, ale ucieka, gdy tylko wspomina o pewnych zobowiązaniach. Nie potrafi zrozumieć swojej przyjaciółki i sąsiadki (Amy Adams), która szuka z nim bliższego kontaktu.
Bohater „Podziemnego kręgu” Finchera, Tyler Durden mówił o społeczeństwie końca XX wieku, jako o pokoleniu wychowanym przez matki, bez miejsca w historii, bez wielkiej wojny i wielkich wyzwań. Theodore wydaje się jego kolejnym etapem. To Piotruś Pan, tkwiący w swoim własnym świecie, patrzący na świat egoistycznie, udając romantyka. Nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, za swoje życie. Konformistycznie żyje w niby świecie, grając nocami na konsoli i oglądając nagie zdjęcia celebrytek. W tej roli świetnie sprawdza się niezwykle oszczędny Joaquin Phoenix, pokazujący nam swoją zupełnie nową twarz wzbogaconą o fajtłapowaty wąsik.
„Ona” to film o człowieku nowoczesnym, który w obliczu technologicznych nowinek nie potrafi odnaleźć drugiego człowieka. Theodore to szaraczek przyszłości, kolejne stadium naszego rozwoju. Jonze widzi w rozwoju technologii przyczynę osłabienia relacji międzyludzkich, podstawę wszechogarniającej samotności. Autor „Adaptacji” delikatnie prowadzi opowieść, nie narzuca nam żadnych myśli, tylko podsuwa je nienachalnie, sugerując pewne wnioski i skłaniając do myślenia.


- Alek Kowalski

1 komentarz: