sobota, 5 kwietnia 2014

Droga do zapomnienia

Firth i Kidman w chaosie przeszłości
Droga do zapomnienia” ma niewątpliwie jeden wielki plus, udowadnia, że same chęci i pozorne możliwości nie wystarczą na wyprodukowanie dobrego filmu. Znakomita Nicole Kidman i Colin Firth z szaleństwem w oczach nie uratują średnio zrealizowanego materiału. A szkoda, bo sam pomysł na zekranizowanie książki Erica Lomaxa wydaje się doskonały (choć mogliśmy już oglądać bazujący na opowiadaniu film dokumentalny „Enemy, my friend”).
Erick Lomaxs to emerytowany brytyjski oficer, który w przeszłości został pojmany przez Japończyków i osadzony w obozie pracy przy budowie Kolei Birmańskiej. Wycieńczające zadanie kosztowało życie tysięcy pojmanych żołnierzy. Ericowi przypadały jednak lżejsze prace, jako specjalista od łączności zajmował się naprawą urządzeń elektronicznych. Postanowił jednak wraz z resztą pojmanych skonstruować radio, za co został w bestialski sposób ukarany. Jak? Tego naprawdę nie wie nikt, gdyż oficer nikomu nie zdradził co zaszło za zamkniętymi drzwiami małej piwniczki, gdzie był przetrzymywany. 


  Duchy przeszłości prześladują bohatera nawet czterdzieści lat po traumatycznych wydarzeniach. Znajduje jednak ukojenie przy kobiecie, poznanej przypadkiem w umiłowanym pociągu, Patrici. Uosobienie dobroci, uprzejmości, posiadaczki pięknego, kojącego głosu zdaje się ratować Erica przed tonięciem w sztormach przeszłości. Koszmary jednak powracają wraz z informacją o jednym z ocalałych oprawców z przeszłości.
Przyznam, że nie zapoznałem się z literackim pierwowzorem, jak to mam w zwyczaju, przed obejrzeniem „Drogi do zapomnienia”. Dlatego też trudno mi zweryfikować zgodność z biografią Lomaxa. Nie wiem na ile scenarzyści trzymają się książkowej fabuły. Chociaż jestem w stanie uwierzyć, że robią to dość wiernie. Dobra ekranizacja nie polega jednak na idealnym przeniesieniu książkowego opowiadania strona po stronie na akcję filmu. Reżyser powinien umieć rozłożyć odpowiednio akcenty, podkreślając to co dla historii najważniejsze. Tymczasem Jonathan Teplitzky robi to bardzo nieumiejętnie. Miesza wszystkie gatunki świata próbując odnaleźć złoty środek. Efekt niestety wychodzi dosyć miernie.

Ostatecznie dostajemy dosyć chaotyczną historię, paralelizm dwóch historii biegnących jednocześnie (Lomax w obozie jako jeniec oraz emerytowane lata w Anglii) nie współgrają ze sobą. Historie w żaden sposób się nie zazębiają. Bałaganiarski montaż łączący zupełnie nie związane ze sobą kolejne sceny z życia małżeńskiego państwa Lomaxów. Mają one podkreślić popadającego coraz głębiej w swoich depresyjnych nastrojach Erica. Niestety zamiast rozbudowanego portretu oficera po przejściach dostajemy dziwne, nic nie tłumaczące scenki. Pierwsze trzydzieści minut filmu obiecuje jakiekolwiek rozwinięcie akcji, choć ostatecznie obraz grzęźnie gdzieś na mieliznach. Akcja się nie rozkręca, scenarzyści niczym nie zaskakują, a ostatnimi trzydziestoma minutami próbują dorobić ideologię całego obrazu. 
Nie chodzi tu wcale o cynizm, bo wartości, które próbuje nieść ze sobą to dzieło, przebaczenie i odpuszczenie win, są dziś jak najbardziej aktualne i potrzebne. Niestety sam film z trudem to oddaje. Trudno uwierzyć w przemianę któregokolwiek z bohaterów, gdy poświęca się im, wbrew pozorom, tak mało czasu. Akcja biegnie jak pędzący ekspres, nie pozostawiając nawet chwili na refleksję. A ostatnia scena podkreśla tylko zagubienie twórców, którzy napisami po zakończeniu filmu próbują wytłumaczyć „o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego to jest takie ważne”. 


 
Doprawdy szczerze żałuję, że tak toczą się losy „Drogi do zapomnienie”, bo jak pisałem we wstępie, ma ona wszystko czego takiemu filmowi potrzeba. Zdolny operator, Gary Phillips, umie zauroczyć obrazem. Zdjęcia to jedna z najmocniejszych stron filmu, podobnie jak przejmująca muzyka Davida Hirschfa, który świetnie wykorzystuje chóry, tworząc soundtrack godny najwspanialszych melodramatów.
Nieźle wypadają też aktorscy wyjadacze. Chociaż Colin Firth wydaje się w swojej roli zbyt oczywisty. Od dawna już brytyjski aktor wyspecjalizował się w rolach trochę autystycznych, spiętych i wycofanych dżentelmenów, którzy tylko czasem pozwalają sobie na upust emocji. Chciałoby się zobaczyć coś więcej. Tymczasem Firth odgrywa doskonale nam znane kreacje sprzed paru filmów. Nie oznacza to oczywiście, że rola Erica jest źle przez niego zagrana, nic z tych rzeczy. Tylko trochę trąci już wtórnością. Nicole Kidman wypada na ekranie niezwykle naturalnie. Przemiło się na nią patrzy, po raz kolejny świetnie wyczuwa bohaterkę nie pozwalając sobie na aktorskie szarżowanie. Szkoda tylko, że twórcy poświęcają roli Patty tak mało czasu. To bohaterka, która aż prosi się o rozbudowanie.
Droga do zapomnienia” prawdopodobnie zajmie na koniec roku wysokie miejsce w moim rankingu „niewykorzystanych okazji roku”. Bardzo mi szkoda tego filmu, bo wiele sobie po nim obiecywałem. Nawet sam rok 2014, który o dziwo od samego początku karmi mnie produkcjami bardzo dobrymi, nastrajał mnie w dobre przeczucia. Niestety teraz zostało mi tylko gdybanie i rozważanie co by było gdyby. Co by było gdyby twórcy postanowili poświęcić więcej uwagi bohaterom, gdyby skrócili niemiłosiernie infantylny początek, gdyby nie bali się filmu wydłużyć o dobrych dwadzieścia minut. Co by było gdyby…




 -Łukasz Kowalski

1 komentarz:

  1. No to na razie sobie odpuszczam, szkoda. Chociaż to wszystko wydawało się być podejrzanie piękne i wzorowe by mogło się udać, chyba wszyscy mieli przeczucie, że z tym filmem coś będzie nie tak ;)

    OdpowiedzUsuń