wtorek, 29 kwietnia 2014

Tom



Sztuka i mrok na farmie – recenzja filmu „Tom”
Wielu jest reżyserów, niewielu artystów, a chociaż Xavier Dolan ma zaledwie 25 lat to już śmiem twierdzić, że należy do obu tych grup. Jego najnowsze dzieło, „Tom” tylko to potwierdza. Dolan, który po krótkiej przerwie znowu pojawia się po obu stornach kamery, rozwija się w bardzo dobrym i ciekawym kierunku. Chociaż, teoretycznie może się wydawać, że po „zaangażowanym” „Na zawsze  Lawrence” najnowszym dziełem reżyser wraca do swoich młodzieńczych, rozkapryszonych przemyśleń. To tylko pozory.
Zaczyna się jak w typowej dolanowskiej historii o trudnej i nieakceptowanej miłości. Słowa pisane przez bohatera piórem po chusteczce brzmią jak pretensjonalna twórczość Huberta z „Zabiłem swoją matkę” czy Francisa z „Wyśnionych miłości”. Jest to jednak tylko wstęp do   mrocznego widowiska jakie zaserwuje nam twórca. Tytułowy bohater przemierza bezkresne pola. My obserwujemy jego podróż z perspektywy lecącego ptaka, obraz jawi się niczym początkowa scena z kultowego już „Lśnienia” Kubricka. Nie wiemy gdzie jedzie, nie wiemy w jakim celu.
Tom dojeżdża na farmę, próbuje się do kogoś dodzwonić, ale wszędzie brak zasięgu. W końcu wchodzi do małego, przytulnego domku stojącego pośród pól. Zmęczony podróżą zasypia przy stole, gdzie takiego odnajduje go starsza kobieta. Dowiadujemy się, że młodzieniec przyjechał na pogrzeb swojego chłopaka, musi jednak grać przed staruszką dobrego przyjaciela zmarłego, gdyż tamten tajemnicę o swojej orientacji seksualnej zabrał ze sobą do grobu. Tom ma rano na pogrzebie wygłosić krótką mowę na temat wspaniałości swego ukochanego i wrócić do domu w cichej rozpaczy. Wtedy jednak na scenę wkracza brat zmarłego chłopca, buchający testosteronem farmer, który nie ma zamiaru tak szybko wypuścić Toma do domu. 
 
Dolan „Tomem” zamyka usta wszystkim tym, którzy widzieli w nim jedynie napuszonego nastolatka przelewającego na ekran swoje młodzieńcze zamysły. O ile faktycznie można tak odbierać jego dwa pierwsze filmy, o tyle jego najnowsze dziecko to twór dojrzały i zintegrowany. Reżyser skręca w klimaty thrillera z dreszczami jakie wywoływały największe klasyki Hitchcocka. Czuje się w tym wszystkim ducha „Psychozy”. Dolan znakomicie wykorzystuje umiejscowienie akcji swojego filmu. Dodaje pozornie przyjaznej farmie mroku i niebezpieczeństwa. „Tom” ma kilka scen, jak choćby mistrzowsko nakręcony pościg Toma i Francisa w polu kukurydzy, które budzą w widzu niepokój. Nie zapomina też o obowiązkowej tajemnicy, skrywanej przez wiejskie społeczeństwo, która musi pojawić się w dobrym thrillerze. 
Przy tym wszystkim nie rezygnuje jednak z poważnych podstaw psychologicznych swoich bohaterów. Tom powoli popada w coraz głębszą... no właśnie, w co on popada? Zostaje gdzieś zawieszony między prawdą a fikcją jaką kreuje na odległej farmie Francis. W pewnym momencie zaczyna grać w niebezpieczną grę, którą kieruje brat jego zmarłego ukochanego. Nie tylko podejmuje wyzwanie, ale i zmienia front. Staje się nie tylko uczestnikiem, staje się sprzymierzeńcem. Dolan prezentuje psychologię swoich bohaterów bardzo subtelnie, spore znaczenie ma tu też samoświadomość młodego Kanadyjczyka jako aktora. Zgłębił siebie na tyle dobrze, że zna swoje mocne strony i wie co i jak przedstawić przed kamerą. Podchodzi do psychologii swoich bohaterów i obrazuje ją niczym Darren Aronofsky w swoich dziełach. 
 
W „Tomie” mimo wszystko wyczuwa się artyzm i rękę Xaviera, bo choć gatunkowo możemy zaklasyfikować film jako thriller psychologiczny, to w dużej mierze dalej utrzymany w gatunku kina artystycznego. Śmiem twierdzić, że Dolan dziś operuje dźwiękiem jak najlepsi, a w kolorycie filmów nie ma sobie równych. Odważne i momentami kontrowersyjne decyzje wychodzą mu na dobre, sprawiając, że jego dzieła to nie tylko filmy ale i dzieła sztuki.  
Chociaż scenariusz opiera się na sztuce teatralnej Michaela Marca Boucharda, to wyczuwa się tu podskórnie ingerencję dolanowskiej ręki. Sama historia też wydaje się wprost idealna dla młodego twórcy. Buntownik, który zaszokował świat mając zaledwie 18 lat obnaża zakłamanie i sztuczność fałszywie budowanej rodziny na podstawach pozorów i konwencji. Scena, w której pani domu przyłapuje Francisa i Toma na „lekcji tanga” (jedna z najdziwniejszych, ale i najciekawszych scen) i słyszy od starszego syna o chęci ucieczki od starej matki, najwymowniej podkreśla tendencje przekazu Nolana. Choć to tylko jedne z kilku poruszonych wątków w dramatycznym scenariuszu. 
 
Muszę jeszcze wspomnieć o naprawdę dobrze dobranej obsadzie. Dolan rozwija się aktorsko i powoli ucieka od swoich typowych bohaterów, choć trudno uwolnić całkowicie Toma od widma Huberta czy bohatera „Wyśnionych miłości”. Delikatną, ale niejednoznaczną rolę odrywa tu Lise Roy jako seniorka rodu, trudno nam uwierzyć, że sama wierzy w iluzję stwarzaną przez jej pierworodnego syna. Pierre-Yves Cardinal kradnie jednak wszystkim show. Znakomicie obsadzony bez problemu zdaje się odnajdować, w tak naprawdę, najtrudniejszej roli w całym filmie. Neardentalczyk szukający ukojenia i zrozumienia w świecie, który go odepchnął. Łączy w sobie samczą męskość z dziecinną niewinnością. Ogląda się ich wszystkich z zaangażowaniem. 
Dolan stworzył, w swojej krótkiej karierze, najlepszy film. Podejrzewam, że „Tom” ma szanse do pretendowania o tytuł najlepszego filmu rok. Kanadyjczyk wreszcie odważył się rozruszać kino i przeprowadzić małą rewolucję, ewidentnie szuka czegoś głębszego w poetyce kina. Nie chwali się dnia przed zachodem słońca, ale chyba rośnie na naszych oczach mistrz nowy mistrz kina.  





 - Łukasz Kowalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz