sobota, 14 stycznia 2012

Dziewczyna z tatuażem

 
 Psychopatyczna dziewczyna w psychopatycznym świecie

Nagrody OBF2012:
reżyseria, aktorka,
zwiastun, piosenka
filmowa,
Nominacje OBF2012:
muzyka, zdjęcia,
montaż
Niewielu czytelników pewnie pamięta, że dwa lata temu przyszło mi recenzować szwedzką adaptację książki Stiega Larssena „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Film Nielsa Ardena Opleva okazał się wciągającym, ponurym kryminałem z pełnokrwistymi postaciami. Film, podobnie jak książka, szybko podbił zachód i – jak to często w Hollywood bywa – doczekał się swojej amerykańskiej wersji, zatytułowanej „Dziewczyna z tatuażem”. Nie jest ona byle jaka. Bowiem za ekranizację szwedzkiej powieści zabrał się sam David Fincher, nominowany do nagrody OBF za „The Social Network”.
Mikael Blomkvist (Daniel Craig) jest dziennikarzem gazety „Millenium” i właśnie przegrał sprawę o pomówienie bogatego biznesmena. Gdy chce usunąć się w cień, otrzymuje propozycję współpracy od Henryka Vangera (Christopher Plummer), zamożnego starca z północy Szwecji. Vanger oferuje publicyście pomoc w prywatnej wojnie z biznesmenem w zamian za dziennikarskie śledztwo w sprawie morderstwa sprzed 40 lat. Blomkvist przyjmuje ofertę. Do pomocy będzie potrzebował ekstrawagancką hakerkę – Lisbeth Salander (Rooney Mara).
David Fincher, jak przystało na autora „Siedem”, czy „Zodiaka”, świetnie odnajduje się w mrocznej konwencji kryminału. Zgrabnie prowadzi akcję, cały czas trzymając widza w napięciu, prowadząc go przez spokojne linijki świetnie napisanego scenariusza. Gdzieniegdzie zmienia fabularne rozwiązania względem książkowego pierwowzoru, nie pozwalając widzowi ani przez chwilę poczuć się pewnie. Jednak to nie wątek kryminalny jest tu najważniejszy. Głównym bohaterem zdaje się szwedzkie społeczeństwo, a głównym problemem – jego wynaturzenie. Fincher pokazuje społeczeństwo niby pozbawione problemów, niby dobrze poukładane, niby socjalnie wyważone. Odkrywa mroczne sekrety Szwedów, ukryte pod stołami z Ikei, zamknięte w domowych czterech ścianach. Podkreśla ich brak poglądów, wyzbycie się tradycji, poddanie się często fetyszystycznym, seksualnym potrzebom. Pośród tak chorych i nieszczerych ludzi, w społeczeństwie pełnym wynaturzeń, psychopatyczna Lisbeth wydaje się jedyną szczerą osobą, z całą swoją ekstrawagancją i ze wszystkimi swoimi dziwactwami.
To właśnie Lisbeth staje się motorem napędowym filmu. W wykonaniu Rooney Mary, aktorki znanej do tej pory głównie z kilkuminutowego, nieszczególnego występu w „the Social Network”, postać Lisbeth hipnotyzuje. Na każde jej pojawienie się na ekranie czeka się z zapartym tchem, a gdy już pojawia się w kadrze, nie można oderwać od niej oderwać wzroku – czy jest na motorze, czy podrywa kobietę na dyskotece, czy namiętnie uprawia seks. Z buntem i złością w oczach, w skórzanej kurtce, z laptopem w plecaku i z multum kolczyków w całym ciele – niezmiennie intryguje pewnością siebie, momentami bezczelnością, zaradnością i sprytem. Widz próbuje ją zrozumieć, lubi ją. Obok niej statyczny Mikael wydaje się nieinteresujący. Craig wprowadza w swoją postać nutkę oryginalności, bawiąc się małymi gestami – nietypowym noszeniem okularów, niezdarnością. Najważniejsze jednak, że duet Mara – Craig wypada świetnie.
Nie zgadzam się z jednoznacznie negatywnymi ocenami muzyki, którą na potrzeby filmu napisali Trent Reznor i Atticus Ross, nagrodzeni w ubiegłym roku Oscarem za „the Social Network”. Niekiedy zbyt wymyślna elektronika, oparta na prostych melodiach, często pojedynczych dźwiękach, rzeczywiście przez większość czasu ciężko słucha się na płycie, tracąc momentami nawet swój niesamowity walor unikalności (plagiat „Mombasy” Zimmera?), jednak w filmie muzyka spisuje się znakomicie, a prostota kompozycji okazuje się strzałem w dziesiątkę w przypadku utworów dramatycznych (warto wspomnieć o utworze „what if we could?”).  Ponadto warto zwrócić uwagę na piosenkę z czołówki filmu, „Imigrant song” w wykonaniu Karen-O. Odświeżona wersja hitu Led Zeppelin na dług po wyjściu z kina nie pozwala o sobie zapomnieć. Dużą wartością „Dziewczyny z tatuażem” są również bardzo klimatyczne, surowe, mroczne zdjęcia Jeffa Cronenwetha, połączone w bezbłędnym, fachowym montażu.
„Dziewczyna z tatuażem” Davida Finchera to świetny thriller, który przez ponad dwie i pół godziny nie pozwala się nudzić, a wręcz porywa i uwodzi. Pozycja nie do przegapienia!



- Alek Kowalski

4 komentarze:

  1. Zgadzam się, zgadzam i popieram zachwyty. Przede wszystkim jak to się ogląda-już dwno temu 2,5 godziny nie minęły mi w takim tempie na żadnym filmie. Tak jak nie rozumiem zachwytów nad wersją szwedzką (imo strasznie nijaką i nijak mającą się do klimatu książki), nie rozumiem też wieszania psów na muzyce Reznora&Rossa przez znawców muzyki filmowej. W wywiadach panowie sami przyznali, że chcieli sprawić, że muzyka i sam dźwięk tworzony przez dźwiękowców zleją się idealnie w pewną całość, że zatraci się granica pomiędzy jednym, a drugim. Poza tym ten score świetnie stymuluje, pozwala się skoncentrować na tym, co dzieje się na ekranie. Jak dla mnie znakomita robota (choć faktycznie trochę przesadzona w wersji na 3CD).
    Czuję w kościach, że film Finchera będzie czarnym koniem OBFów :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fincher potrafi wkręcić widza w opowiadaną historię. Mimo że widziałem film szwedzki i raczej wiedziałem czego kiedy się spodziewać w "Dziewczynie z tatuażem" to przez cały seans film trzymał mnie w napięciu.
    Co do OBF to w tym roku trudniej mi wyrokować. Nie ma takiego gigantycznego faworyta jak w ubiegłym roku "Incepcja", a i głosujących jest już naprawdę dużo. Ja już mniej więcej wiem, kogo wybieram w najważniejszych kategoriach, ale jeszcze mogę obejrzeć kilka tytułów i kto wie - może coś się zmieni. Tak czy inaczej - będzie ciekawie na pewno!
    Pozdrawiam
    Alek

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam zachwyty nad tym filmem. Fincher nie należy do moich ulubionych reżyserów i nadal nie widziałem "Benjamina Buttona" ani "Social Network", zaś "Gra" i "Azyl" mi się nie podobały. Pamiętając jednak jego znakomite thrillery "Siedem" i "Zodiak" nie wątpiłem, że z tym filmem również sobie poradzi. Mimo że film nie zaskoczył mnie rozwojem intrygi to oglądało się świetnie. Jest to wzorowa adaptacja, w której świetnie przełożono książkę na język filmu. Ten film wydał mi się także bardziej wierny książce niż szwedzka ekranizacja. Chociaż niektóre zmiany wprowadzone przez Szwedów, jak np. rozwiązanie przez Lisbeth kodu jako cytatów biblijnych przypadło mi do gustu to jednak mi nie przeszkadzało, że Fincher wykorzystał pomysł z książki (córka Mikaela naprowadziła go na właściwy trop). Obie ekranizacje są moim zdaniem bardzo udane. Chciałbym, żeby Fincher zajął się także kolejnymi częściami, bo jednak druga i trzecia część zrobione przez Szwedów mnie rozczarowały.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mariusz, liczę, że zobaczysz "Social Network" bo to najlepszy film Finchera ;)

    OdpowiedzUsuń