wtorek, 13 listopada 2012

Bestie z Południowych Krain

Mała dziewczynka w walce o przetrwanie!
W kinie Muranów, gdzie byłem na sensie filmu „Bestie z Południowych Krain”, człowiek zapraszający na film powiedział, że oglądać będziemy niezwykle przełomowe dzieło. Zapewniał, że już teraz, na niemal sześć miesięcy przed Oscarową Galą, w ciemno możemy obstawiać ten film jako głównego faworyta nagród akademii. Muszę przyznać, że chyba nie jest to taka bezpodstawna teza, ale nie oznacza to też, że obraz Benha Zeitlina rysuje się jako jakieś arcydzieło. Starsi panowie z chęcią obsypią nagrodami ten film w Kodak Theater. Dlatego, że główną bohaterką jest mała czarnoskóra dziewczynka, wizualnie obraz powala, no i trzeba w końcu docenić, jakby nie było, kino niezależne. Mówiłem nie musi to zapowiadać jednak nowego arcydzieła.
Tytuł sugeruje widzowi, że ma on do czynienie z pewnego rodzaju baśnią, można uznać, że poniekąd jest to prawdą. Akcja rozgrywa się w postapokaliptycznej wizji przyszłości, gdzie część świata zostaje całkowicie odcięta od cywilizacji i wody. Hushpuppy to mała dziewczynka zamieszkująca jedną z ruder wraz z ojcem alkoholikiem. Z trudem próbuje przetrwać kolejne dni, rodząc w sobie bardzo dojrzałą istotę. Kiedy jej świat staje w obliczu zagłady postanawia sama stawić czoła nadchodzącym kłopotom. Niestety los niczego jej nie upraszcza, zsyłając na nią coraz to różniejsze tragedie, jak śmiertelna choroba ojca. Hushpuppy dzielnie walczy z napotkanymi przeszkodami zaciskając mocno zęby.
Widz musi pokochać tę małą istotkę. Reżyser umie sprawić, że do końca trzymamy za nią kciuki i liczymy, że wszystko jej się uda. Bardzo bacznie obserwuje ją okiem kamery, korzysta z charakterystycznych najazdów, które pozwalają na dokładne przyjrzenie się bohaterce, poznania jej szczegółów. Dzięki takim zabiegom mamy poczucie bliskiej więzi z postacią. Wydaje nam się, że dobrze ją znamy.
Cały film jest z takim sprytem artystycznym zrobiony. Obrazowi towarzyszą naprawdę imponujące zdjęcia, połączone z dokumentalnym montażem. W zachwyt można wpaść nawet przy obrazach, takich jak pływające śmieci, czy rozpadające się stare rudery. Ben Richardson często chwyta po ciekawe wykorzystanie gry świateł i wyostrzaniu niektórych barw. Fenomenem jest ujęcie teoretycznie bardzo mało artystycznych obrazów w tak niesamowity sposób. Do tego połączone z bajkową ścieżką dźwiękową (z elementami muzyki ludowej) tworzy obraz zupełnie niepowtarzalny. Dawno już nie słyszałem tak emocjonalnej muzyki, a do tego wcale nie tak dramatycznej. Wręcz wesołej i budzącej nadzieję.
Na plus trzeba też zaliczyć zaskakująco dobrą ekipę aktorską. Zaskakującą tym bardziej, że do współpracy Benh Zeitlin zaprosił zupełnych amatorów. Miał jednak całkowitego nosa, każdy wydaje się czuć doskonale swoją postać. Największym odkryciem muszę okrzyknąć Quvenzhane Wallis (piekielnie trudne do wypowiedzenia :)). Gra z niezwykłą dojrzałością dźwiga ciężar całej roli na swoich cieniutkich, małych ramionkach i wychodzi jej to fantastycznie. Dla niej może być to początek wielkiej kariery, nominację do Oscara ma już chyba zapewnioną.
Jak mówiłem jednak, nie mamy tu do czynienia z arcydziełem. „Bestie z Południowych Krain” są wręcz filmem przeciętnym. Jak to możliwe po takiej fali komplementów? Ano bardzo prosto, nawet najlepsze zdjęcia świata, najpiękniejsza muzyka i najdojrzalsza gra aktorska nie stworzą filmy dobrego, jeżeli nie mają nic do przekazania. A taki niestety wydaje się być ten film – pustą wydmuszką. Krzywdzące byłoby powiedzenie, że jest to czysty zamiar autora. Reżyser ewidentnie coś chce przekazać, ale nie wie do końca co. Dlatego często balansuje na granicy absurdu, wprowadzając przeróżne wątki do historii. Na koniec nie wiemy czy chciał przedstawić apokaliptyczną wizję świata zagrożonego, patologię w wychowaniu dzieci i ich dramatycznie szybki przymus do dorastania, czy może świat widziany oczami maluszków. Za dużo tego i jakby za mało. Reżyser przez niewiele ponad półtorej godziny chciał opowiedzieć o wszystkim, co mu przyszło do głowy, w efekcie tworząc zwyczajny chaos i bałagan.
Benh Zeitlin to zdecydowanie zdolna bestia, ale niestety jeszcze nie do końca dojrzała by tworzyć wielkie kino (pisze bezczelnie młody student :) ). Brak mu umiaru i wyczucia. Szkoda, bo wizję i zmysł artystyczny ma ogromny, pozostaje mieć tylko nadzieję, że w przyszłości będzie umiał go lepiej wykorzystać.

- Łukasz Kowalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz