Mała dziewczynka w walce o przetrwanie!
W kinie Muranów, gdzie byłem na sensie filmu
„Bestie z Południowych Krain”, człowiek zapraszający na film
powiedział, że oglądać będziemy niezwykle przełomowe dzieło.
Zapewniał, że już teraz, na niemal sześć miesięcy przed
Oscarową Galą, w ciemno możemy obstawiać ten film jako głównego
faworyta nagród akademii. Muszę przyznać, że chyba nie jest to
taka bezpodstawna teza, ale nie oznacza to też, że obraz Benha
Zeitlina rysuje się jako jakieś arcydzieło. Starsi panowie z
chęcią obsypią nagrodami ten film w Kodak Theater. Dlatego, że
główną bohaterką jest mała czarnoskóra dziewczynka, wizualnie
obraz powala, no i trzeba w końcu docenić, jakby nie było, kino
niezależne. Mówiłem nie musi to zapowiadać jednak nowego
arcydzieła.
Tytuł sugeruje widzowi, że ma on do czynienie
z pewnego rodzaju baśnią, można uznać, że poniekąd jest to
prawdą. Akcja rozgrywa się w postapokaliptycznej wizji przyszłości,
gdzie część świata zostaje całkowicie odcięta od cywilizacji i
wody. Hushpuppy to mała dziewczynka zamieszkująca jedną z ruder
wraz z ojcem alkoholikiem. Z trudem próbuje przetrwać kolejne dni,
rodząc w sobie bardzo dojrzałą istotę. Kiedy jej świat staje w
obliczu zagłady postanawia sama stawić czoła nadchodzącym
kłopotom. Niestety los niczego jej nie upraszcza, zsyłając na nią
coraz to różniejsze tragedie, jak śmiertelna choroba ojca.
Hushpuppy dzielnie walczy z napotkanymi przeszkodami zaciskając
mocno zęby.

Cały film jest z takim sprytem artystycznym
zrobiony. Obrazowi towarzyszą naprawdę imponujące zdjęcia,
połączone z dokumentalnym montażem. W zachwyt można wpaść nawet
przy obrazach, takich jak pływające śmieci, czy rozpadające się
stare rudery. Ben Richardson często chwyta po ciekawe wykorzystanie
gry świateł i wyostrzaniu niektórych barw. Fenomenem jest ujęcie
teoretycznie bardzo mało artystycznych obrazów w tak niesamowity
sposób. Do tego połączone z bajkową ścieżką dźwiękową (z
elementami muzyki ludowej) tworzy obraz zupełnie niepowtarzalny.
Dawno już nie słyszałem tak emocjonalnej muzyki, a do tego wcale
nie tak dramatycznej. Wręcz wesołej i budzącej nadzieję.
Na plus trzeba też zaliczyć zaskakująco
dobrą ekipę aktorską. Zaskakującą tym bardziej, że do
współpracy Benh Zeitlin zaprosił zupełnych amatorów. Miał
jednak całkowitego nosa, każdy wydaje się czuć doskonale swoją
postać. Największym odkryciem muszę okrzyknąć Quvenzhane Wallis
(piekielnie trudne do wypowiedzenia :)). Gra z niezwykłą
dojrzałością dźwiga ciężar całej roli na swoich cieniutkich,
małych ramionkach i wychodzi jej to fantastycznie. Dla niej może
być to początek wielkiej kariery, nominację do Oscara ma już
chyba zapewnioną.

Benh Zeitlin to zdecydowanie zdolna bestia, ale
niestety jeszcze nie do końca dojrzała by tworzyć wielkie kino
(pisze bezczelnie młody student :) ). Brak mu umiaru i wyczucia.
Szkoda, bo wizję i zmysł artystyczny ma ogromny, pozostaje mieć
tylko nadzieję, że w przyszłości będzie umiał go lepiej
wykorzystać.
- Łukasz Kowalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz