O dwóch takich, co wykopali Żydów
Franciszek
Kalina (Ireneusz Czop) wraca do rodzinnej wsi po dwudziestoletnim pobycie w
Stanach Zjednoczonych. Do domu sprowadzają go niepokojące wieści dotyczące jego
młodszego brata – Józefa (Maciej Stuhr) – o którym we wsi mówią, że zwariował.
Franek dowiaduje się, że Józek skupuje żydowskie nagrobki z okolicznych
gospodarstw i gromadzi je na swym polu. Początkowo starszy Kalina sceptycznie
obserwuje zachowanie młodszego, ale z czasem, czując nagonkę panującą we wsi,
przekonuje się do jego racji i działań. Mieszkańcy wyraźnie coś ukrywają,
czegoś się boją. Franek pragnie poznać prawdę.
Założenie,
żeby stworzyć z filmu o relacjach polsko-żydowskich hybrydę thrillera,
westernu, horroru i kryminału było pomysłem wprost znakomitym. Niestety szereg
zalet, które oferowało bogactwo gatunkowe, nie został przez Pasikowskiego
wykorzystany. Reżyser opiera cały film o tajemnicę, której w gruncie rzeczy nie
ma. Skoro film na lewo i prawo reklamowany jest jako rozliczenie z mordu w
Jedwabnem, to ostateczne odkrycie bohaterów widz odgadnie jeszcze przed
seansem. Ciekawości nie budzą też jednowymiarowe postaci, których działania
zaprzeczają wszelkiej logice (Franek to mój faworyt na tym polu). Żaden z bohaterów
nie potrafi zaskarbić sobie sympatii widzów, losy postaci są im raczej
obojętne. Także dlatego charakterystyczne horrorowe zagrania audiowizualne,
chociaż od strony fachowej momentami solidne, nie robią na nikim wrażenia.
„Pokłosie”
powiela jakże popularny w ostatnich czasach w polskim kinie błąd podstawowy –
scenariuszową mieliznę. Błędy logiczne występują na przemian z absurdalnymi
zachowaniami postaci, a każdy kolejny dialog, albo (co gorsza!) monolog brzmi
sztucznie. Jakby tego było mało obsada aktorska na każdym kroku zawodzi, na
czele z niesamowicie drewnianym (i wiecznie odzianym w jeden i ten sam, niczym
James Bond, garnitur) Ireneuszem Czopem. Bronią się jako tako Jerzy
Radziwiłowicz w roli proboszcza i Maciej Stuhr, który mimo kompletnie nietrafnego
obsadzenia momentami potrafi pokazać aktorski talent i pazur. Niesamowicie
nieatrakcyjne są zdjęcia znanego m.in. z „Pianisty” Pawła Edelmana, miałka jest
muzyka Jana Duszyńskiego. Szkoda, że obok tylu licznych wad mogę wyliczyć
jedynie kilka zalet (jak np. emocjonalna scena wykopania zwłok żydowskich
ofiar), bo film Pasikowskiego miał niesamowicie duży potencjał – nie tylko
tematyczny.
„Pokłosie”
nie jest również, wbrew temu co głoszą reklamowe slogany, najodważniejszy
polski film. Ba! Jest to film wręcz bardzo ugrzeczniony, prezentujący odwagę
taniej prowokacji. Pasikowski tworzy obraz zacofanej polskiej prowincji, gdzie
(mimo iż akcja dzieje się w XXI wieku) nie ma prądu i kontaktu ze światem, a
zacofani wieśniacy-antysemici na wszystko i na wszystkich patrzą z nienawiścią.
Oczywiście jest to przerysowanie, mające na celu zaakcentować odpowiednie idee,
jednak jest ono na tyle nieudolne, że wzbogacone o zbyt toporne uproszczenia i
żenującą symbolikę traci moc i naraża się na śmieszność.
Najnowszy
film Władysława Pasikowskiego to przykry dowód na to, że w środowisku polskiej
krytyki filmowej dominuje poprawność polityczna. Mimo, iż na seans trafiłem
ostatecznie dość przypadkowo to jednak bardzo szeroko interesowałem się
„Pokłosiem” jeszcze na długo przed jego premierą kinową. Przyswoiłem chyba
rekordową liczbę recenzji w tym sezonie, przeczytałem wywiady z Maciejem
Stuhrem i Władysławem Pasikowskim. Tylko w jednym artykule (bodajże w
październikowym wydaniu magazynu „FILM”) ktoś ocenił film negatywnie. Dominują
oceny dobre, bardzo dobre. Gdy pominiemy oceny, a wczytamy się w samą treść
recenzji to we wszystkich zauważymy takie słowa, jak „zły scenariusz”,
„nielogiczne zachowania”, „sztuczność” itd. Jednak zaraz obok nich przeczytamy,
że autor wspiera pomysł rozliczenia antysemityzmu polskiego i wystawia wysoką
ocenę. Dlaczego strach przed zaszufladkowaniem jako ideologiczny wróg
rozliczenia polskich mordów na Żydach jest mocniejszy niż poczucie misji
solidnego, szczerego oceniania? Gdzie się podziała rzetelna ocena?
Z
drugiej strony, wśród publicystów prawicowych (niezwiązanych na co dzień z
filmem) panuje oburzenie. Ludzie rozdzierają szaty na wzór Rejtana, krzycząc,
że „Polacy nie mordowali, ale ratowali”. Obie strony w tym wszystkim
zapominają, że mówią o filmie, a nie o podręcznikach historii. Oczywiście kino
tworzy pewne stereotypy, wpływa na masową wyobraźnię, ale nie każdy film
inspirowany prawdziwymi wydarzeniami musi zawierać w sobie każdy szczegół,
każdy historyczny argument. A może wręcz nie powinien. „Waleczne Serce”
Gibsona, „Gladiator” Scotta, czy „Szeregowiec Ryan” Spielberga podręcznikami
historii nigdy nie będą, ale klasykami światowej kinematografii już jak
najbardziej.
Aż
chciałoby się rzec, parafrazując hasło pewnej partii politycznej – Nie róbmy
polityki, oceniajmy filmy. I róbmy to rzetelnie.
- Alek Kowalski
Fakt, że filmy często przeinaczają historię nie powinien już stanowić dla nikogo przeszkody i frustracji, bo zawsze można powiedzieć, że film "jedynie bazuje na faktach historycznych". Z tą logiką za to może być gorzej. Ja osobiście miałam w planach poczekać na film na DVD i to chyba tylko i wyłącznie ze względu na Stuhra, bo bacznie obserwuje przebieg jego kariery. Na razie odpuszczam seans :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak negatywna opinia skłania mnie jeszcze bardziej, do obejrzenia tego filmu. To złe, to niedobre, tamto nielogiczne i ocena 2/6 gdy inni dają bardzo dobry mówi mi obejrzyj, a będziesz wiedział co sądzić o komentatorach. Przekonasz się, kto ma rację.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni. Ten film to taka udawanka: do granic przerysowane zachowania postaci, miejscami kompletnie nielogiczna fabuła, nieznośny, nieustanny garnitur Czopa, jego dość drewniana gra...Nie zapominajmy również o fatalnym udźwiękowieniu.
OdpowiedzUsuńFilm bardzo ważny, ale - jednak - nie do końca udany, niestety :-/
Pozdrawiam!
To jak już się tak nie zgadzam to po całości :-) Czop ma moim zdaniem grę teatralną, a nie drewnianą - teatralność gry może nie zawsze sprawdza się na ekranie, ale słabsze aktorstwo w tym przypadku prezentuje Radziwiłowicz (z czym ciężko mi się pogodzić, bo bardzo go sobie cenię). I to właśnie jeden z najlepiej udźwiękowionych filmów ostatnich lat w Polsce - widziałem w Cinema City, wszystko można było zrozumieć, kwestie aktorów były wyraźne, nie słychać było echa, jakby dogrywano je w słoju i nawet dubbing głównej aktorki jest udany.
UsuńPozdrawiam :-)
Tercc - Odłóż na później, na serio, nie będziesz żałowała jak nawet tego nie zobaczysz :) chociaż lepiej obejrzeć, by móc zabrać głos w jego sprawie.
OdpowiedzUsuńAjar - jak wspomniałem w końcówce, większość recenzji jest w gruncie rzeczy negatywna, pomijając same oceny. Ale zapraszam do dyskusji po obejrzeniu.
Anonimowy - zapomniałem wspomnieć o udźwiękowieniu, sto procent racji!
Pozdrawiam
Alek
A ja całkowicie nie zgadzam się z recenzją - z resztą opisywałem już wrażenia po seansie u siebie i nie uważam, że oceniłem film nierzetelnie. Nie interesuje mnie kwestia że to słuszne robić rozliczenie na ekranie, bo to przede wszystkim kryminał, ale z historią w tle. Nie odczuwam, aby zbudowany był na przerysowaniach i nielogicznym zachowaniu bohaterów. Moim zdaniem, to że bohater grany przez Stuhra nie potrafi uzasadnić swojego postępowania poza słowami, że tak trzeba - jest jak najbardziej logiczne, bo to bohater zbudowany na emocjach, a nie logicznym myśleniu... Bardzo bym chciał, żeby więcej polskich filmów miało takie "scenariuszowe mielizny" jak Pokłosie
OdpowiedzUsuńPozdtrawiam
Michał