Socjopatka czy zwykła dziewczyna?
Jak dziś zdefiniować normalność? Co cechuje
człowieka normalnego? Kto ma też prawo klasyfikowania ludzi pod tym
właśnie względem? Richard Batest Jr., debiutując zarówno jako
reżyser i scenarzysta, stara się poruszyć ową tematykę. Robi to
jednak bardzo delikatnie, niczego nie tłumacząc, czy wskazując.
Rodzina niczym z oscarowego „American
Beauty”. Matka przyjmuje rolę głowy rodziny, codziennie kastrując
wycofanego męża. Całą swą troskę i uwagę poświęca młodszej
córce, dziewczynce nieuleczalnie chorej. Żal tym większy, że
nastolatka jest piękna i bardzo utalentowana, ma wielu przyjaciół
i w ogóle cieszy się ogólną sympatią. Z boku stoi jeszcze
Pauline, główna bohaterka filmu. Można ją opisać jako brzydką,
roztargnioną, irytującą i zwyczajnie...dziwną. Nikt jej nie lubi,
a właściwie nikogo ona nie interesuje, z nikim nie rozmawia, a
wszelkie próby zawarcia jakichkolwiek znajomości kończą się
fiaskiem.
Najbardziej destrukcyjna jest relacja między
Pauline i jej matką. Kobieta próbująca stworzyć iluzję
perfekcyjnej rodzinki z przedmieścia nie umie i chyba do końca nie
chce zrozumieć najstarszej córki. Nie potrafi znieść jej
antyspołecznego podejścia do życia i sądzi, że wysyłając ją
na przymusowe rozmowy z duchownym, czy imprezy dla „grzecznych”
dzieci z dobrych domów spełnia swój matczyny obowiązek. Nie
zauważa tego, co dzieje się w umyśle młodej dziewczyny.
A dzieje się całkiem sporo. Pozornie niewinne
zainteresowanie powoli przeradza się w niezrozumiałą obsesję. Jej
pasją jest chirurgia, z tym łączyć chce też swoją przyszłość.
W jej głowie przewijają się obrazy martwych ludzi, z którymi
dziewczyna przeżywa seksualne doznania. Mania ludzkiego ciała i
jego tajników zabiera Pauline cały czas. Myśli tylko o tym, śni i
doprowadza do sytuacji rozbudzających jej wyobraźnię (kilka
naprawdę „nieprzeciętnych” scen). Chce też wykorzystać swoje
chirurgiczne zdolności do uratowania młodszej siostry.
Reżyser całkowicie skupia się na głównej
bohaterce. Nie obserwujemy jej tylko w relacjach z ludźmi z
otoczenia, ale słuchamy jej modlitwy (a raczej luźnego monologu do
Boga) i widzimy jej chore sny. Sny stanowią tu ważną część, to
one głównie pokazują, co dzieje się w głowie Pauline.
Surrealistyczne i makabryczne obrazy ujawniające prawdziwe
pragnienia dziewczyny. Bohaterka jest napisana mocną kreską, twórca
stworzył postać ciekawą pod niemal każdym względem. Wyrazistości
dodaje też aktorka wcielająca się w niezwykłą kobietkę,
Anna Lynne McCord, piękna gwiazda nastolatek znana z serialu „90210”
kierowanego właśnie do gimnazjalnej i licealnej publiczności. Tu
stara się za każdą cenę zerwać z wizerunkiem słodkiej gwiazdki.
Wychodzi jej to bardzo korzystnie, nie chodzi jedynie o to jak bardzo
oszpeciła się do produkcji (to naprawdę śliczna aktorka) ale też
o podejście. Wyzbyła się zupełnie jakiejkolwiek kobiecości.
Pauline jest pokraczna, skrzywiona, a McCora ani na chwilę nie
przesadza ze swą grą. Główna bohaterka to fantastyczny temat do
zagrania, ale też łatwy do skarykaturowania, tu wyszło
fantastycznie.
W ogóle aktorstwo to mocna strona „Excision”.
Umiejętnościami popisują się wszyscy. Traci Lords w roli matki z
piekła rodem jest fantastyczna, jej wspólne sceny z McCord są
pełne napięcia, które zdaje się zaraz wybuchnąć. Nie odstępuje
aktorce filmowy mąż, czyli Roger Bart (gwiazda „Gotowych na
wszystko”). Pozostali również grają na bardzo wysokim poziomie,
niestety bardzo krótki czas, jaki zaserwował im reżyser nie
pozwala nacieszyć się nimi w pełni.
Teoretycznie powinno z „Excision” być tak,
że albo go kochasz, albo znienawidzisz. Mój ostateczny stosunek
jest dosyć ambiwalentny. Można powiedzieć, że nawet nieco czuję
się rozczarowany, ale to dlatego, że wiele sobie obiecywałem. Dla
mnie problem kryje się w złym rozłożeniu sił filmu, reżyser
czasami gubi się w swych pomysłach. Z pewnych rzeczy trzeba było
zrezygnować, kilka wątków przedłużyć, albo zwyczajnie pomyśleć
na wydłużeniem czasu filmu, bo „Excision” trwa niewiele ponad
godzinę i piętnaście minut. Czuję, że wątek z matką, choć
najważniejszy, nie został wystarczająco wykorzystany, a to wielka
szkoda.
Kino kocha dzieci z piekła rodem, ostatnio
mieliśmy do czynienia z szalonym Kevinem, dziś musimy porozmawiać
o Pauline. Dla wielu młodych ludzi (bo to oni raczej będą
odbiorcami filmu) „Excision” może stać się filmem kultowym,
niestety będzie to raczej kierowane niedojrzałością, niż
prawdziwym zauroczeniem. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia z
filmem złym, ale niedopracowanym, mimo drzemiącego w nim
potencjału.
- Łukasz Kowalski
Nie będę ukrywał - strasznie interesuje mnie ten film. Horror połączony z groteską, coś jak Burton tylko dużo bardziej krwawo i masa gore. Na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMimo Twojej opinii o filmie zaintrygowałeś mnie swoim tekstem. I jestem bardzo ciekawa, bo również kadry, które wybrałeś i plakat przykuwają uwagę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Była już krótkometrażówka, teraz mamy niewiele ponad godzinę, może następny film "Excision" będzie dłuższy ;)
OdpowiedzUsuńA tak na serio to mnie też ten film przywodził na myśl "American Beauty".
Ja oczywiście zachęcam wszystkich do zobaczenia tego filmu, chętnie też podyskutuję na jego temat, gdyż jest na pewno niebanalny.
OdpowiedzUsuń