sobota, 30 marca 2013

Oz Wielki i Potężny

 Drobny łotr zmienia swoje życie
Zaczyna się wspaniale. Zachwyca kuglarska czołówka, która bajeruje trójwymiarem i czaruje, chciałoby się rzec, typowo „burtonowską” muzyką Danny'ego Elfmana. Chwilę później oglądamy Kansas i poznajemy strzępki fabuły. Raimi pokazuje nam tę część opowieści w czarno-białych barwach, w formacie obrazu 4:3, jakby udając kino sprzed dekad. Wraz z dramatyczną podróżą głównego bohatera, w chwili przybycia do krainy Oz obraz zmienia się. Staje się panoramiczny i kusi pełną paletą barw.
Najnowszy film Sama Raimiego, twórcy popularnej trylogii „Spider-mana”, można podzielić na dwie części – właśnie ze względu na miejsce akcji i na formę, w której reżyser serwuje elementy fabuły. Pierwsza – krótsza, zdecydowanie lepsza, dojrzalsza, bardziej dowcipna, elegancka formalnie – to wprowadzenie do opowieści, przedstawienie protagonisty - Oza (James Franco). Druga – słabsza, choć wizualnie zachwycająca, pełna scenariuszowych mielizn i naiwności – portretuje wydarzenia w fantastycznej krainie Oz.
Centrum opowieści pozostaje główny bohater – iluzjonista Oz. Nie jest człowiekiem idealnym. Jest chciwym i prostackim drobnym cwaniaczkiem, tanim podrywaczem, który marzy o fortunie. Nie szanuje ludzi, niewdzięcznie odnosi się nawet do jedynego przyjaciela – pomagiera Finleya (Zach Braff). Nienawidzi swojej pracy drobnego iluzjonisty, wierzy, że zasługuje na więcej w swoim fachu. Chciałby się wyrwać. Od samego początku możemy zauważyć jednak w jego postaci pewne przebłyski dobra, zwykłe ludzkie odruchy, które nie pozwalają mu patrzeć na ludzkie cierpienia, przechodzić obok nich całkowicie obojętnie.
Oczywiście szkieletem opowieści pozostaje dynamika naszego protagonisty. Na oczach widzów Oz przejdzie metamorfozę, a pobyt w fantastycznej krainie zyska charakter wigilijnej przygody Ebenezera Scrooge'a. Baśniowe Oz służyć ma jedynie przemianie wewnętrznej bohatera, spotkane postaci odzwierciedlają bohaterów ze świata rzeczywistego i dają szansę naprawy błędów iluzjoniście. Wiem, że liczni recenzenci wspominają z żalem, że o angaż do tej roli otarł się Johnny Depp i narzekają na Jamesa Franco. Nie wiem, skąd takie głosy. Prawda jest taka, że w ostatnim czasie obserwujemy aktorską zapaść Deppa, który w kolejnych rolach coraz mocniej karykaturuje swoją rolę dziwaka. Depp zagubił się chyba w ugrzecznionych disneyowskich produkcjach, które próbują kusić zarówno dzieci jak i rodziców. James Franco to najlepsze, co mogło się „Ozowi Wielkiemu i Potężnemu” przytrafić. Aktor potrafi realistycznie ukazać postać łotra z ciepłym sercem. Jego Oz jest zwykłym cwaniaczkiem, ma takie same pragnienia i słabości jak większość z nas. Do tego wszystkiego aktor dorzuca ziarno ironii i uroczo-złowieszczy uśmieszek rzezimieszka. Franco nie szarżuje. Drepcze po granicy dobra i zła, jednocześnie bardzo powoli skłaniając się w stronę dobra. Widz ma świadomość, że w tej baśniowej opowieści przemiana bohatera musi się ziścić, lecz wysmakowana gra Franco sprawia, że ten zupełnie przewidywalny motyw nie daje się zniewolić łańcuchom nudy.
Sam Raimi, idąc tropem niedawnych dokonań Martina Scorsese, Michela Hazanaviciusa i Christophera Nolana, oddaje hołd kinu. Wyraźnie podkreśla tę myśl formą – przejście z czarno-białego 4:3 w kolorowy obraz panoramiczny, zastosowanie 3D oddaje techniczny postęp dziesiątej muzy, a postać i działania iluzjonisty, który w sposób oczywisty symbolizuje twórcę filmowego, obrazuje siłę magii kina.
Niestety „Oz Wielki i Potężny” pełen jest błędów. Oprócz mocnego głównego bohatera nie potrafi zaoferować żadnej postaci z krwi i kości. Postaci trzech wiedźm są przerażająco jednowymiarowe. Mimo iż wcielają się w nie trzy dobre aktorki – Rachel Weisz, Mila Kunis i Michelle Williams – to żadna nie potrafi zaoferować czegoś więcej niż atrakcyjny wygląd. Raimi wydaje się także nie mieć pomysłu na krainę Oz. Jest zaskakująco prosta i nawet zachwycające krajobrazy przepełnione CGI nie mogą zrekompensować jej braku charakteru i planu.
Jednak największą bolączką „Oza Wielkiego i Potężnego” są tragiczne rozwiązania w drugiej części filmu. Dziecinne żarty, nieumiejętność prowadzenia wątków i odpowiedniego rozłożenia akcentów sprawia, że rozwój akcji niewiele nas obchodzi. Twórcy stosują liczne uproszczenia, uciekając coraz bardziej w świat kina dla dzieci. Taki kurs kastruje film i jest zupełnie niezrozumiały.
„Oz Wielki i Potężny” miał potencjał na kino nietuzinkowe. Niestety szereg niedopatrzeń sprawił, że film Raimiego jest bardzo nierówny, niestety prezentując największe walory na początku, z czasem odkrywając kolejne wady. Na pocieszenie James Franco w pełnokrwistej, sympatycznej roli.


- Alek Kowalski

1 komentarz:

  1. A ja coś przegapiłam, że oprócz Kunis grają tu jeszcze dwie tak dobre aktorki. "Oza" i tak jestem ciekawa, ale nie na tyle, żeby wybrać się do kina:)

    OdpowiedzUsuń