Bardzo
inteligentne kino
Pewnej nocy na dom małżeństwa Leonarda (Guy Pearce) i
Catherine (Jorja Fox) Shelby napadają bandyci. Jeden z przestępców zabija
Catherine, a ruszający jej na pomoc Leonard zostaje uderzony w głowę. Od tamtej
pory Leonard cierpi na niezwykle rzadką dolegliwość – brak pamięci
krótkotrwałej. Oznacza to, że nie jest w stanie spamiętać wydarzeń sprzed kilku
minut. Pamięta natomiast doskonale wszystko to, co wydarzyło się do momentu
urazu.
Pamięta więc, że jego żona została zabita. Celem jego życia
staje się zemsta na mordercy żony. Ale jak tu wytropić przestępcę, gdy nie
potrafi się zapamiętać żadnych faktów? Leonard znajduje na to sposób. Sporządza
krótkie pisemne notatki, najważniejsze informacje utrwala na swoim ciele w
postaci tatuaży, a ludzi i ważne miejsca rozpoznaje dzięki zdjęciom. Prowadząc
swoje prywatne śledztwo poznaje Teddy’ego (Joe Pantoliano) oraz Natalie
(Carrie-Anne Moss), którzy okazują się dla niego niezwykle przyjaźni…
Forma „Memento” pozwala nam w pewien sposób utożsamić się z
głównym bohaterem. Poznajemy całą opowieść od końca. Film rozpoczyna scena,
która całą opowieść chronologicznie kończy. Tak jak główny bohater wiemy, co
obecnie się dzieje, ale nie mamy pojęcia, co wydarzyło się kilka chwil temu,
dlaczego notatki Leonarda mają taką, a nie inną treść. W ten sam sposób co
scenę pierwszą poznajemy kolejne. Niczym czytając rozdziały książki w
kolejności odwrotnej niż zaproponowana przez autora, po zakończeniu każdej
kolejnej sceny robimy skok do przeszłości, by poznać kolejny element układanki,
którą jest historia Leonarda. Równocześnie, w zgrabnym montażu poznajemy tę
opowieść od początku. By wyzbyć się chaosu, reżyser pokazuje ten wątek w
kolorach czarno-białych i na przemian z wydarzeniami późniejszymi, nagranymi w
kolorze, przybliża widzom. Oba wątki coraz bardziej się do siebie zbliżają, a
cała układanka zyskuje sens. W końcu czarno-białe zdjęcia nabierają kolorów, a
cała zagadka zostaje rozwikłana.
„Memento” ma charakter kameralnego dramatu. Mała liczba
bohaterów na ekranie, dość powolna akcja, klimatyczna muzyka Davida Julyana,
mroczne zdjęcia Wally’ego Pfistera budują aurę tajemniczości, niedomówienia.
Zwracamy uwagę na drobne szczegóły, starannie śledzimy bieg wydarzeń. Dzięki
bardzo przekonującej grze Guya Pearce’a Leonard zyskuje naszą sympatię, ale, co
ważne, nadaje tej postaci prawdziwe rysy. Wierzymy w jego dolegliwość, nic nie
wydaje nam się dziwne. Dwójka aktorów znanych z „Matrix” braci Wachowskich –
Carrie-Ann Moss oraz Joe Pantoliano tworzą kreacje niejednoznaczne. Tak jak
główny bohater, nie jesteśmy pewni, czy możemy im ufać oraz jakie są ich
intencje.
„Memento” to nie tylko opowieść o przypadłości pewnego
człowieka. W postaci Leonarda Shalby’ego Christopher Nolan ukazuje każdego
człowieka. Dzięki specyficznej formie, postawieniu widzów na miejscu Leonarda,
uniwersalizuje jego opowieść i przedstawia problemy wszystkich ludzi – potrzebę
celu w życiu, interpretację prawdy oraz odbiór faktów. Podsuwa odpowiedzi,
jednakże pozwala na samodzielną decyzję.
Christopher Nolan stworzył niezwykle intrygujący,
inteligentny, nietypowy film. „Memento” to film nowatorski, ale nie
przekombinowany. Potrafi poruszyć i zafascynować chociaż też może się nie
spodobać. Niektórzy mogą nie wczuć się w specyficzny sposób narracji, przez co
odbiór całej opowieści zostanie zakłócony. Jednak bez względu na to, jak ten
film odbierzesz, jedno jest pewne: Tego filmu nie zapomnisz.
- Alek Kowalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz