piątek, 10 lutego 2012

Hugo i jego wynalazek

-->
Prawdziwa magia kina
Martin Scorsese wszystkich zaskoczył, gdy okazało się, że bohaterem jego najnowszego filmu jest mały chłopiec. Mistrz kina gangsterskiego w wersji dla całej rodziny? Wydawało się to przynajmniej dość dziwne. Raczej po cichu uważano reżysera za wypalonego, a familijny projekt nazywano sentymentalną zachcianką starca.  Nic bardziej mylnego.
Zaczyna się od obrazu pracującego zegara, który powoli przemienia się w panoramiczny obraz Paryża z Wieżą Eiffla. Następnie Scorsese pokazuje nam, za pomocą długiego ujęcia, miejsce akcji – stację kolejową. Rajd kamery, ukazujący nam sprzedawcę sklepu z zabawkami – Georgesa (Ben Kingsley), nadzorcę stacji kolejowej (Sacha Baron Cohen), sprzedawcę kwiatów Lisette (Emily Mortimer) i bibliotekarza (Christopher Lee), kończy się na twarzy małego chłopca (Asa Butterfield). To Hugo. Mieszka na stacji i wykonuje obowiązki swojego wuja (Ray Winstone) – nastawia zegary. Jest sierotą, po tym jak jego ojciec – zegarmistrz – zginął w pożarze. Po ojcu pozostały mu tylko dwie pamiątki – tajemniczy automat w kształcie człowieka oraz notatnik. Pewnego  dnia Georges łapie Hugo, próbującego ukraść zabawkę ze sklepu, zabiera mu notatnik. Hugo nie może się z tym pogodzić. Cały czas chodzi śladem starego sklepikarza i próbuje wybłagać zwrot – nie tylko pamiątki po ojcu, ale również ważnej wskazówki. Bohater poznaje uroczą Isabelle (Chloe Moretz), córkę chrzestną Georgesa. Z jej pomocą stara się odzyskać notatnik. Wówczas okazuje się, że zarówno automat jak i notatnik Hugona mają dużo wspólnego z przeszłością starego sklepikarza.
„Hugo i jego wynalazek” to akt miłosny Martina Scorsese złożony kinu. Fizycznie umiejscawia w fabule wspaniałego twórcę kina niemego – Georgesa Melliesa - znanego z niezwykle imponujących scenografii i widowiskowych, jak na swoje czasy, rozwiązań fabularnych. Autor „Gangów Nowego Jorku” ukazuje Melliesa jako reżysera, który spełniając swoje marzenia, bawił ludzi i zarażał ich swoim ciepłem. Scorsese nazywa go magikiem, a kino iluzją. Poprzez liczne nawiązania, często bardzo dosłowne (jak np. wjazd pociągu na stację), „Hugo i jego wynalazek” zachwyca się korzeniami kina. Twórca „Infiltracji” mówi o wiele jaśniej, niż Christopher Nolan w „Prestiżu”, czy w „Incepcji”. Nie oznacza to, że mówi zbyt banalnie. Wykorzystując fakt, iż główni bohaterowie filmu są małoletni, nie kryje dziecięcej fascynacji kinem. Kreuje świat pełen dobra, ciepła i zrozumienia. Nietypowo dla filmów Scorsese, „Hugo i jego wynalazek” zmusza do nieskrępowanego optymizmu. Scorsese widzi również misję kina i sztuki samej w sobie. Według niego ma ona wpływać na odbiorcę – bawić, skłaniać do refleksji. Wszystkie myśli ukrywa w inteligentnie zaplanowanej, wciągającej i trzymającej w napięciu fabule. Okazuje się, że Martin Scorsese jest w świetnej formie.
Świetna forma reżysera wpływa na wszystko wkoło. Naprawdę imponująco prezentują się aktorzy. Zarówno weterani – Ben Kingsley, Sacha Baron Cohen, czy Christopher Lee – jak i przyszłe wschodzące gwiazdy Hollywood – Asa Butterfield i Chloe Moretz. Ponadto cierpiący ostatnimi czasy na niemoc twórczą Howard Shore tworzy nieco bajkowy, uroczy, wrażliwy, refleksyjny soundtrack, bogaty w ciekawe dźwięki i przyjemne instrumentalne rozwiązania.
W film wypełniony  po brzegi porażającą scenografią, w dużej mierze nawiązującej do twórczości Melliesa, Scorsese wprowadza technologię 3D. Okazuje się to świetnym rozwiązaniem. Duży kontrast pomiędzy kinem niemym a ultranowoczesnymi efektami zwraca uwagę nie tylko na rozwój kina. Scorsese wykorzystuje technologię jak asystentkę – potrzebuje jej do wykonania iluzji i zachwycenia widza. I udaje mu się. „Hugo i jego wynalazek” to prawdziwa magia kina.

- Alek Kowalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz