wtorek, 20 listopada 2012

Pokłosie



O dwóch takich, co wykopali Żydów


Franciszek Kalina (Ireneusz Czop) wraca do rodzinnej wsi po dwudziestoletnim pobycie w Stanach Zjednoczonych. Do domu sprowadzają go niepokojące wieści dotyczące jego młodszego brata – Józefa (Maciej Stuhr) – o którym we wsi mówią, że zwariował. Franek dowiaduje się, że Józek skupuje żydowskie nagrobki z okolicznych gospodarstw i gromadzi je na swym polu. Początkowo starszy Kalina sceptycznie obserwuje zachowanie młodszego, ale z czasem, czując nagonkę panującą we wsi, przekonuje się do jego racji i działań. Mieszkańcy wyraźnie coś ukrywają, czegoś się boją. Franek pragnie poznać prawdę.
Założenie, żeby stworzyć z filmu o relacjach polsko-żydowskich hybrydę thrillera, westernu, horroru i kryminału było pomysłem wprost znakomitym. Niestety szereg zalet, które oferowało bogactwo gatunkowe, nie został przez Pasikowskiego wykorzystany. Reżyser opiera cały film o tajemnicę, której w gruncie rzeczy nie ma. Skoro film na lewo i prawo reklamowany jest jako rozliczenie z mordu w Jedwabnem, to ostateczne odkrycie bohaterów widz odgadnie jeszcze przed seansem. Ciekawości nie budzą też jednowymiarowe postaci, których działania zaprzeczają wszelkiej logice (Franek to mój faworyt na tym polu). Żaden z bohaterów nie potrafi zaskarbić sobie sympatii widzów, losy postaci są im raczej obojętne. Także dlatego charakterystyczne horrorowe zagrania audiowizualne, chociaż od strony fachowej momentami solidne, nie robią na nikim wrażenia.
„Pokłosie” powiela jakże popularny w ostatnich czasach w polskim kinie błąd podstawowy – scenariuszową mieliznę. Błędy logiczne występują na przemian z absurdalnymi zachowaniami postaci, a każdy kolejny dialog, albo (co gorsza!) monolog brzmi sztucznie. Jakby tego było mało obsada aktorska na każdym kroku zawodzi, na czele z niesamowicie drewnianym (i wiecznie odzianym w jeden i ten sam, niczym James Bond, garnitur) Ireneuszem Czopem. Bronią się jako tako Jerzy Radziwiłowicz w roli proboszcza i Maciej Stuhr, który mimo kompletnie nietrafnego obsadzenia momentami potrafi pokazać aktorski talent i pazur. Niesamowicie nieatrakcyjne są zdjęcia znanego m.in. z „Pianisty” Pawła Edelmana, miałka jest muzyka Jana Duszyńskiego. Szkoda, że obok tylu licznych wad mogę wyliczyć jedynie kilka zalet (jak np. emocjonalna scena wykopania zwłok żydowskich ofiar), bo film Pasikowskiego miał niesamowicie duży potencjał – nie tylko tematyczny.
„Pokłosie” nie jest również, wbrew temu co głoszą reklamowe slogany, najodważniejszy polski film. Ba! Jest to film wręcz bardzo ugrzeczniony, prezentujący odwagę taniej prowokacji. Pasikowski tworzy obraz zacofanej polskiej prowincji, gdzie (mimo iż akcja dzieje się w XXI wieku) nie ma prądu i kontaktu ze światem, a zacofani wieśniacy-antysemici na wszystko i na wszystkich patrzą z nienawiścią. Oczywiście jest to przerysowanie, mające na celu zaakcentować odpowiednie idee, jednak jest ono na tyle nieudolne, że wzbogacone o zbyt toporne uproszczenia i żenującą symbolikę traci moc i naraża się na śmieszność.
Najnowszy film Władysława Pasikowskiego to przykry dowód na to, że w środowisku polskiej krytyki filmowej dominuje poprawność polityczna. Mimo, iż na seans trafiłem ostatecznie dość przypadkowo to jednak bardzo szeroko interesowałem się „Pokłosiem” jeszcze na długo przed jego premierą kinową. Przyswoiłem chyba rekordową liczbę recenzji w tym sezonie, przeczytałem wywiady z Maciejem Stuhrem i Władysławem Pasikowskim. Tylko w jednym artykule (bodajże w październikowym wydaniu magazynu „FILM”) ktoś ocenił film negatywnie. Dominują oceny dobre, bardzo dobre. Gdy pominiemy oceny, a wczytamy się w samą treść recenzji to we wszystkich zauważymy takie słowa, jak „zły scenariusz”, „nielogiczne zachowania”, „sztuczność” itd. Jednak zaraz obok nich przeczytamy, że autor wspiera pomysł rozliczenia antysemityzmu polskiego i wystawia wysoką ocenę. Dlaczego strach przed zaszufladkowaniem jako ideologiczny wróg rozliczenia polskich mordów na Żydach jest mocniejszy niż poczucie misji solidnego, szczerego oceniania? Gdzie się podziała rzetelna ocena?
Z drugiej strony, wśród publicystów prawicowych (niezwiązanych na co dzień z filmem) panuje oburzenie. Ludzie rozdzierają szaty na wzór Rejtana, krzycząc, że „Polacy nie mordowali, ale ratowali”. Obie strony w tym wszystkim zapominają, że mówią o filmie, a nie o podręcznikach historii. Oczywiście kino tworzy pewne stereotypy, wpływa na masową wyobraźnię, ale nie każdy film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami musi zawierać w sobie każdy szczegół, każdy historyczny argument. A może wręcz nie powinien. „Waleczne Serce” Gibsona, „Gladiator” Scotta, czy „Szeregowiec Ryan” Spielberga podręcznikami historii nigdy nie będą, ale klasykami światowej kinematografii już jak najbardziej.
Aż chciałoby się rzec, parafrazując hasło pewnej partii politycznej – Nie róbmy polityki, oceniajmy filmy. I róbmy to rzetelnie.

 - Alek Kowalski

6 komentarzy:

  1. Fakt, że filmy często przeinaczają historię nie powinien już stanowić dla nikogo przeszkody i frustracji, bo zawsze można powiedzieć, że film "jedynie bazuje na faktach historycznych". Z tą logiką za to może być gorzej. Ja osobiście miałam w planach poczekać na film na DVD i to chyba tylko i wyłącznie ze względu na Stuhra, bo bacznie obserwuje przebieg jego kariery. Na razie odpuszczam seans :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak negatywna opinia skłania mnie jeszcze bardziej, do obejrzenia tego filmu. To złe, to niedobre, tamto nielogiczne i ocena 2/6 gdy inni dają bardzo dobry mówi mi obejrzyj, a będziesz wiedział co sądzić o komentatorach. Przekonasz się, kto ma rację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w pełni. Ten film to taka udawanka: do granic przerysowane zachowania postaci, miejscami kompletnie nielogiczna fabuła, nieznośny, nieustanny garnitur Czopa, jego dość drewniana gra...Nie zapominajmy również o fatalnym udźwiękowieniu.

    Film bardzo ważny, ale - jednak - nie do końca udany, niestety :-/

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak już się tak nie zgadzam to po całości :-) Czop ma moim zdaniem grę teatralną, a nie drewnianą - teatralność gry może nie zawsze sprawdza się na ekranie, ale słabsze aktorstwo w tym przypadku prezentuje Radziwiłowicz (z czym ciężko mi się pogodzić, bo bardzo go sobie cenię). I to właśnie jeden z najlepiej udźwiękowionych filmów ostatnich lat w Polsce - widziałem w Cinema City, wszystko można było zrozumieć, kwestie aktorów były wyraźne, nie słychać było echa, jakby dogrywano je w słoju i nawet dubbing głównej aktorki jest udany.

      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  4. Tercc - Odłóż na później, na serio, nie będziesz żałowała jak nawet tego nie zobaczysz :) chociaż lepiej obejrzeć, by móc zabrać głos w jego sprawie.

    Ajar - jak wspomniałem w końcówce, większość recenzji jest w gruncie rzeczy negatywna, pomijając same oceny. Ale zapraszam do dyskusji po obejrzeniu.

    Anonimowy - zapomniałem wspomnieć o udźwiękowieniu, sto procent racji!

    Pozdrawiam
    Alek

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja całkowicie nie zgadzam się z recenzją - z resztą opisywałem już wrażenia po seansie u siebie i nie uważam, że oceniłem film nierzetelnie. Nie interesuje mnie kwestia że to słuszne robić rozliczenie na ekranie, bo to przede wszystkim kryminał, ale z historią w tle. Nie odczuwam, aby zbudowany był na przerysowaniach i nielogicznym zachowaniu bohaterów. Moim zdaniem, to że bohater grany przez Stuhra nie potrafi uzasadnić swojego postępowania poza słowami, że tak trzeba - jest jak najbardziej logiczne, bo to bohater zbudowany na emocjach, a nie logicznym myśleniu... Bardzo bym chciał, żeby więcej polskich filmów miało takie "scenariuszowe mielizny" jak Pokłosie

    Pozdtrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń